Homoseksualizm i „uzdrawianie”

Jeden z uczestników mojej lubelskiej grupy zaufania, osiemnastoletni chłopak, wyjątkowo inteligentny, wrażliwy, uzdolniony poetycko, o bardzo dobrym sercu, przyznał mi się, że miał już ponad czterdziestu anonimowych partnerów. Czy zasługiwał bardziej na osąd moralny czy na współczucie? Znak, 11/2007



Wishful thinking, czyli pobożne życzenia


W publicystyce katolickiej używany jest w sensie zdecydowanie pejoratywnym termin „ideologia gejowska”. Ja też niekiedy używam tego terminu, mając na myśli pewien uproszczony sposób postrzegania zjawiska homoseksualizmu, który zakłada, że dla osób odczuwających pociąg do własnej płci szczęście jest łatwo dostępne, wystarczy tylko pójść za swoimi pragnieniami, a jedyną przyczyną problemów przeżywanych przez te osoby z racji ich odmienności jest społeczna nietolerancja czy wręcz dyskryminacja. W konsekwencji, dla poprawienia losu osób homoseksualnych powinno się przede wszystkim wyplenić homofobię i zalegalizować jednopłciowe związki partnerskie. Nie przeczę, że homofobia istnieje i jest przyczyną dyskomfortu (delikatnie mówiąc) osób homoseksualnych, zmuszonych do ukrywania swoich skłonności czy związków z lęku przed napiętnowaniem, odrzuceniem, wyśmianiem. „Marsze równości” odbieram jako ważny komunikat do całego społeczeństwa: „uznajcie nasze prawo do istnienia”. Uważam, że postulat legalizacji związków partnerskich może i powinien być w demokratycznym państwie przedmiotem spokojnej dyskusji (Kościół w Hiszpanii gotów był przecież zaakceptować kompromisowe rozwiązanie w tej kwestii). Sądzę jednak, że nawet spełnienie wszystkich postulatów zorganizowanych środowisk homoseksualnych nie rozwiązałoby problemu życiowego dyskomfortu, związanego z orientacją homoseksualną. Związek dwóch osób tej samej płci nigdy nie będzie ani małżeństwem, ani rodziną. Nie da się tego ustanowić na drodze prawnej. W takim wyłącznie roszczeniowym stawianiu sprawy („problem jest na zewnątrz nas, po stronie społeczeństwa”) kryje się moim zdaniem myślenie życzeniowe.

Dużo bardziej jednak boli mnie upraszczające rzeczywistość myślenie życzeniowe na temat homoseksualizmu, jakiemu ulegają niektórzy ludzie Kościoła. W trywialnej wersji takie myślenie wyraża się hasłem: leczcie się! Tutaj aż się prosi termin wishful thinking oddać słowami: pobożne życzenia.

Kościół w licznych wypowiedziach publicznych swoich przedstawicieli piętnuje homoseksualizm jako zagrażającą rodzinie plagę moralną naszych czasów – taką funkcję spełnia niewątpliwie częste wymienianie homoseksualizmu jednym tchem obok aborcji i eutanazji. Jednocześnie, jak wiemy, Kościół stara się dawać świadectwo postawie służebnej miłości wobec ludzi szczególnie potrzebujących pomocy. Jest to niezbywalnym elementem jego misji. I tak, na przykład, czyni wiele, aby przeciwdziałać zjawisku aborcji, nie tylko upominając się o stosowne prawo, ale też pomagając samotnym matkom, przyjmując porzucane niemowlęta, wychowując młodzież w duchu odpowiedzialności. Sprzeciwia się stanowczo legalizacji eutanazji, ale jednocześnie prowadzi domy dla starców i nieuleczalnie chorych, hospicja dla umierających, uczy szacunku i miłości do osób upośledzonych, niepełnosprawnych i do starych rodziców. A czy, surowo potępiając zachowania homoseksualne i sprzeciwiając się legalizacji jednopłciowych związków partnerskich, Kościół wyciąga jednocześnie pomocną dłoń do osób homoseksualnych? Tym większe uznanie należy się takim inicjatywom śmiałych ludzi dobrej woli, jak „Odwaga” czy „Pascha”, wyciągających rękę do tych osób homoseksualnych, które cierpią na skutek swoich skłonności, a pragną żyć w łączności z Chrystusem i Kościołem i na tej drodze szukają wsparcia. Pojawia się tu jednak kluczowe pytanie: jaki charakter ma mieć ta pomoc i co ma być jej celem?


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...