Jeden z uczestników mojej lubelskiej grupy zaufania, osiemnastoletni chłopak, wyjątkowo inteligentny, wrażliwy, uzdolniony poetycko, o bardzo dobrym sercu, przyznał mi się, że miał już ponad czterdziestu anonimowych partnerów. Czy zasługiwał bardziej na osąd moralny czy na współczucie? Znak, 11/2007
Zaraz w następnym zdaniu, na szczęście, Katechizm dodaje, że osoby homoseksualne „mogą i powinny przybliżać się – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej”. Zastanówmy się, na czym polega ta chrześcijańska doskonałość, do której wszyscy przecież jesteśmy wezwani. Myślę, że chodzi tu o coś daleko więcej niż tylko o moralną poprawność. Chodzi o integralny rozwój człowieka, otwierający go na ostateczne spotkanie z miłością samego Boga. A to jest proces stopniowy, zadanie na całe życie. Miłość do drugiego człowieka jest na tej drodze doświadczeniem bezcennym.
W Ewangelii czytamy: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48) – i tekst paralelny: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). W duchu Ewangelii przypomniał nam sługa Boży Jan Paweł II, podczas swojej ostatniej pielgrzymki do Polski, jak ma na imię Boska doskonałość: to Boże Miłosierdzie, miłość miłosierna, przebaczająca. Apelował do nas o „wyobraźnię miłosierdzia”. Bóg jest miłością – zatytułował z kolei swoją pierwszą encyklikę Benedykt XVI. Dlaczego nie stać nas, chrześcijan, na „wyobraźnię miłosierdzia” wobec ludzi homoseksualnych? Dlaczego nakładamy im na ramiona „ciężary wielkie i nie do uniesienia”, których sami często „palcem ruszyć nie chcemy” (por. Mt 23, 4)?
Dla bardzo wielu gejów i lesbijek wymóg życia we wstrzemięźliwości seksualnej, oznaczający w praktyce zakaz nawiązywania jakichkolwiek uczuciowych (erotycznych) relacji z innymi osobami, jest czymś ponad siły. Po pierwsze, dlatego że są po prostu ludźmi, a człowiek pragnie kochać i być kochanym, a gdy kocha, to pragnie okazywać miłość słowem, gestem, dotykiem. Po drugie, dlatego że żyją, tak jak my wszyscy, w kulturze wyjątkowo przesyconej erotyzmem (spowiednicy wiedzą najlepiej, z jakim trudem przychodzi dzisiejszej katolickiej młodzieży zachowywać przedmałżeńską wstrzemięźliwość). Po trzecie, dlatego że pragnienia seksualne osób homoseksualnych często mają charakter zastępczy, kompulsywny, a przez to odczuwane są wyjątkowo silnie. Ocenianie tego rodzaju zachowań wyłącznie jako „moralnego rozpasania” jest więc niekoniecznie adekwatne. Wiadomo, że szukanie anonimowego seksu zdarza się nie tylko cynikom, ale też osobom wrażliwym moralnie, które przeżywają potem z tego powodu głęboki niesmak, wstyd i udrękę. Jeden z uczestników mojej lubelskiej „grupy zaufania”, osiemnastoletni chłopak, wyjątkowo inteligentny, wrażliwy, uzdolniony poetycko, o bardzo dobrym sercu, przyznał mi się, że miał już ponad czterdziestu anonimowych partnerów. Czy zasługiwał bardziej na osąd moralny czy na współczucie?
Nasza chrześcijańska „wyobraźnia miłości” wobec osób homoseksualnych niechby się wyrażała – jeśli nie stać nas na więcej – tylko w tym, o co apeluje Katechizm Kościoła Katolickiego: traktujmy tych naszych braci i siostry – także wtedy, gdy są niewierzący, i nawet wtedy, gdy manifestują swoją wrogość wobec Kościoła – „z szacunkiem, współczuciem i delikatnością”. Abyśmy naszym odrzuceniem nie utwierdzali ich w mylnym przekonaniu, że nie tylko natura i społeczeństwo, ale także Bóg jest przeciwko nim.
Bo Bóg, udręczony Człowieku, zawsze jest po twojej stronie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.