Jaka przyszłość dla Kosowa?

14 listopada, na kilka dni przed wyborami w Kosowie, redakcja „Znaku” oraz Instytut Badań nad Cywilizacjami Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie zorganizowały dyskusję o przyszłości tej prowincji i całych Bałkanów. Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty rozmowy. Znak, 12/2007




Tak zwany „plan Ahtisaariego”, który zarekomendował niepodległość Kosowa, został w lipcu odrzucony przez Serbię i popierającą ją Rosję. Ostatnią dyplomatyczną deską ratunku miały być negocjacje tak zwanej „trojki” – przedstawicieli Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Rosji – z władzami w Belgradzie i Prisztinie. Negocjacje mają zakończyć się 10 grudnia. Przez wielu analityków dzień ten uważany jest za niemal pewną datę ogłoszenia przez Kosowo niepodległości. Czy rzeczywiście nie ma już odwrotu od niepodległości prowincji?

ADAM BALCER: Stanowiska są następujące: kosowscy Albańczycy uważają, że Kosowo powinno być niepodległe – ten pogląd popierają Stany Zjednoczone. Belgrad opowiada się za reintegracją Kosowa z Serbią i przyznaniem mu bardzo szerokiej autonomii. Wśród członków Unii Europejskiej istnieją pewne różnice. Rumunia, Hiszpania, a szczególnie Grecja, Cypr i Słowacja, są sceptycznie nastawione wobec niepodległości Kosowa. Wielka Brytania, Niemcy, Włochy, Francja i Polska uważają, że „mniejszym złem” jest niepodległość Kosowa, natomiast, w odróżnieniu od Amerykanów, państwa te podchodzą nieco bardziej koncyliacyjnie do stanowiska Rosji. Stanowisko Rosji można określić (parafrazując Jurka Owsiaka) słowami: „negocjacje powinny trwać do końca świata i jeden dzień dłużej” – do momentu, w którym zostanie osiągnięty jakiś kompromis. Zdaniem Moskwy tylko rozwiązanie zaakceptowane przez obydwie strony powinno zyskać poparcie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jest to założenie nierealne. Zachód słusznie uznał, że najmniejszym złem, a zarazem najbardziej realnym rozwiązaniem – choć nie idealnym – jest nadzorowana międzynarodowo niepodległość Kosowa. Byłaby to też najmniejsza zmiana status quo w porównaniu z obecną sytuacją. Od roku 1999 i wprowadzenia administracji ONZ minęło przecież już ponad osiem lat. Przez ten czas Zachód nie podjął żadnych działań na rzecz reintegracji Kosowa z Serbią. Kosowo stało się de facto państwem. Kiedy rozmawia się z serbskimi intelektualistami i politykami, wielu z nich przyznaje – off the record, rzecz jasna – że Kosowo jest „stracone”.

Moim zdaniem, niepodległość Kosowa jest najmniejszym złem z tego powodu, że ewentualna reintegracja prowincji z Serbią mogłaby być przeprowadzona wyłącznie w jeden sposób: zbrojnie. Zrobiłyby to siły serbskie albo NATO. Po czystkach etnicznych w 1999 roku Albańczycy nigdy nie zaakceptują powrotu pod kontrolę Belgradu. Taka reintegracja, patrząc pod kątem bezpieczeństwa regionu, byłaby bardzo niebezpieczną operacją, dużo bardziej niebezpieczną niż skutki niepodległości Kosowa.

A jak to wygląda z punktu widzenia Belgradu?

WOJCIECH STANISŁAWSKI: Zgadzam się z Adamem w kwestii tego, że faktyczna suwerenność Kosowa w stosunku do Belgradu jest czymś, co „staje się” na naszych oczach. Zagrożenie zbrojną interwencją serbską ma charakter wyłącznie „medialny”. Tego ryzyka nie ma. Adam odwołał się do przeszłości, do tego, jak powstawały mity. Ja odwołałbym się do przyszłości, chcąc określić, czego rzeczywiście możemy się obawiać. Psychologia społeczna zna wiele przypadków, kiedy to, co „subiektywne”, pod wpływem odpowiednio wytrwałej perswazji staje się „obiektywne”. Niezależnie od tego, jak fikcyjne byłyby mity Dardanii czy kosowskiej ofiary księcia Lazara, kiedy już staną się elementem świadomości – zaczynają istnieć i działać.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...