Nie od dziś i nie tylko w Stanach Zjednoczonych sława jest wartością pożądaną. Fama, czyli wieść, rozgłos, czasem jednak nawet plotka, już w łacinie nieco myliła się ze sławą. Dawniej sławę się zyskiwało, sławą można było zasłynąć, bywała wiekopomna. Znak, styczeń 2008
Starsi Amerykanie także czują się coraz bardziej samotni. W książce Roberta Lane’a The Loss of Happiness in Market Democracies autor wspomina, że w ostatnich dekadach liczba osób uważających się za samotne wzrosła czterokrotnie. Amerykanie coraz częściej mieszkają sami. O ile w roku 1950 liczba jednoosobowych gospodarstw wynosiła 9,3%, w 2004 było ich już 26,4%. Trend ten zauważa się szczególnie wśród młodych. Czterokrotnie wzrosła liczba młodych ludzi (w przedziale wiekowym 25–35 lat) mieszkających samotnie. W roku 1980 przyjęcia w domu Amerykanie urządzali około 16 razy do roku, w 2005 już tylko 8. W ciągu 30 lat liczba popularnych pikników z grillowaniem zmalała o 60%. Swoje puste życie wielu chce zapełnić cudzym. Ludzie, których życie jest wypełnione, nie potrzebują przylepiać się do sław.
Już pół wieku temu ustalono, że telewizja daje widzom iluzję osobistej relacji z osobą występującą na ekranie. Widzowie mają wrażenie, że poznali aktora czy postać, którą on w serialu kreuje. Chodzi tu o tzw. związki paraspołeczne, czyli relacje jednostronne. Zjawisko to staje się coraz częstsze, ponieważ prasa bulwarowa, i nie tylko, nieustannie, numer za numerem zapełnia szpalty informacjami i plotkami o życiu prywatnym gwiazd i znanych postaci. Osoby medialne zapraszane są do programów niemal bezustannie i wypowiadają się na każdy temat. Obserwuje się, że uwagi na temat gwiazd i idoli zaczynają wypierać wątki osobiste w rozmowach między znajomymi, szczególnie wśród młodzieży.
Halpern opowiada również o subkulturze najzagorzalszych fanów. W tym przypadku chodzi o fankę, wielbicielkę Roda Stewarta. Jako osoba religijna, nie jest wolna od wątpliwości. Wyznaje, że chciałaby mieć tyle gorliwości dla Jezusa co dla ubóstwianego pieśniarza. Zerknijmy do statystyk. W 1952 roku 75% Amerykanów powiedziało, że religia jest „bardzo ważna” w ich życiu, w 2005 wskaźnik ten spadł do 55%. W 1957 roku przekonanie, że religia traci w ich życiu znaczenie, wyrażało 14%, a w 2005 już 46% (s. 165). O ile religia idzie w odstawkę, o tyle potrzeba duchowości i wspólnoty rośnie. Badacze John Maltby i Lynn McCutcheon stwierdzili, że tam, gdzie wzmacnia się religijność, zmniejsza się tendencja do czczenia idoli. Jest jednak grupa „podwójnych czcicieli”. W dzisiejszym podejściu do sławy jest na pewno element uwielbienia. Nie chwalimy dziś bałwanów na cokołach, więc nie myślimy o sobie jako o bałwochwalcach, ale trudniej byłoby nam wytłumaczyć się z zarzutu idolatrii, mamy przecież swoich idoli.
Ludzie nie lubią myśleć o sobie jako o „zwykłych śmiertelnikach”. Co więcej, odpychają od siebie myśl, że są śmiertelni. Dziś z wiarą w życie pozagrobowe nie jest tak jak dawniej. Może dlatego sława za życia, dająca też szansę na pamięć przyszłych pokoleń, staje się dobrem tak bardzo pożądanym. Bywały w historii okresy pokory tak głębokie, że poszukiwano anonimowości. Dziś anonimowość ma negatywne konotacje, kojarzona jest raczej z chęcią ucieczki od odpowiedzialności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.