Nie możemy być pewni, że nigdy nie zmienimy zdania ani że nie będziemy mogli zaakceptować stanu rzeczy, który dzisiaj wydaje się nam nie do przyjęcia.
Cóż to właściwie znaczy „zrezygnować z życia”? Zrezygnować można z życiowych planów, z posiadania, z domagania się sprawiedliwości. Ale z życia? Znani i nieznani, których stać było na oddanie życia za innych, to nie wspomniani wyżej zrozpaczeni i zniechęceni, którym do cna sprzykrzyła się ziemska egzystencja. Oni kochali życie! Odkryli jednak, że fizyczne trwanie to nie wszystko, że w nim nie wyczerpuje się bogactwo ludzkiej egzystencji, że chodzi o coś więcej, a to „więcej” wykracza poza cielesność. To nie znaczy, że cielesność jest nieważna, nie można przecież oddać życia, najpierw go nie posiadając, nie można myśleć, kochać i bronić życia, uprzednio nie żyjąc!
Gdyby zatem oddanie życia za drugich wiązało się z zamachem na swe życie, z samobójczym gestem, to – pominąwszy już schizofreniczny charakter takiej decyzji – próbując go usprawiedliwić, musielibyśmy wykazać albo że życie samobójcy przedstawia obiektywnie mniejszą wartość niż życie osoby, dla której samobójca się poświęca, albo też że życie pozostaje w całkowitej, niczym nieskrępowanej dyspozycji posiadającej je osoby.
Wolność dysponowania życiem byłaby wówczas cenniejsza od samego życia jako takiego. Człowiekowi wolno wybrać: żyć dłużej lub też życie zakończyć, a powodem zakończenia może być tak dramat własnego istnienia, jak i chęć uratowania życia drugim. Pisząc „wolno”, nie mam na myśli tylko tego, że człowiek fizycznie jest w stanie taką decyzję wykonać, chodzi mi o moralną dopuszczalność tego rodzaju decyzji. „Wolno” znaczy wówczas: „masz moralne prawo skończyć z sobą, kiedy uznasz to za słuszne”. To twoje życie i twoje umieranie. Rezygnujesz – twoja sprawa. Tylko twoja. Mieszanie do tego prawa mija się, nawiasem mówiąc, z celem, o ile nie zaangażujemy do zrealizowania swojej decyzji drugich.
Zupełnie inny niż samobójczy wymiar mają sytuacje, w których wspominamy tych, którzy „oddali swoje życie”. Wprawdzie bieg zdarzeń, w który się świadomie i dobrowolnie zaangażowali, doprowadził do ich śmierci, ale ich decyzjami nie kierowało pragnienie śmierci i nie zadali sobie śmiertelnego ciosu. Zginęli, ratując życie innym, bądź nie cofnęli się wobec groźby utraty własnego życia. Kiedy Janusz Korczak wsiada wraz z dziećmi do wagonu, wie doskonale, że to jego ostatnia podróż. Czy rezygnuje z życia, czy też z walki o przetrwanie? Czy strażak, który ginie, ratując innych, rezygnuje z życia, czy też przegrywa w walce z żywiołem?
Jakież powody do wdzięczności miałby uratowany kosztem śmierci strażaka, gdyby wiedział, że ten ostatni nie cenił własnego życia? Oddał go jak zbędną rzecz… Jeśli wspominam o tego rodzaju sytuacjach w artykule, w którym zasadniczo mowa o oświadczeniach dotyczących umierania, to dlatego, że – jak mam nadzieję – na ich tle wyraźniej rysuje się problem decyzji określanych mianem „testamentu życia”. Te ostatnie dotyczą nie tyle życia, ile umierania. Prawdziwy testament życia pozostawili nam w istocie ci, których życie – a dokładnie: duchowa spuścizna – stanowi bezcenny spadek. Czerpiemy z tego spadku, ucząc się mądrze żyć. Póki jeszcze jesteśmy…
Testament życia czy umierania?
Testament spisuje się za życia, póki jeszcze jesteśmy… Pomiędzy czasem życia a śmiercią może się jednak pojawić dłuższy bądź krótszy okres, w którym żyjemy – jeszcze jesteśmy – ale nie mamy już szansy na podjęcie żadnej świadomej decyzji.
Wyrażona uprzednio wola ma wówczas ułatwić innym decydowanie w dotyczących nas sprawach: czy mamy być jeszcze leczeni, jak mamy być leczeni i czy w ogóle mają być podejmowane względem nas jakiekolwiek procedury medyczne utrzymujące nas przy życiu. Problem prawnej regulacji „testamentu życia” pojawił się po raz pierwszy w roku 1990 w kontekście kazusu Nancy Cruzan.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.