Póki jeszcze jesteśmy…

Znak 6/2009 Znak 6/2009

Nie możemy być pewni, że nigdy nie zmienimy zdania ani że nie będziemy mogli zaakceptować stanu rzeczy, który dzisiaj wydaje się nam nie do przyjęcia.



Przedstawione wyżej oświadczenia są przedmiotem dyskusji prawników – z całą pewnością tylko bardzo precyzyjne sformułowania mogą zabezpieczyć wolę pacjenta przed błędną interpretacją. W głośnych sprawach Schiavo i Englaro sąd opierał swoją decyzję nie na czym innym, jak na wyraźnym potwierdzeniu przez bliskich wcześniej wyrażonych życzeń obu kobiet (w obu wypadkach to potwierdzenie było kontrowersyjne).

W poniższych refleksjach odwołam się jednak do moralnego, a nie do prawnego wymiaru „testamentów”, zdając sobie oczywiście sprawę, że ze swej istoty służyć mają one rozstrzygnięciom prawnym. Zanim przejdę do tych refleksji, wskażę na jeszcze jedną sytuację, której dyskutowane oświadczenia nie dotyczą wprost – uporczywą terapię.

Poza „testamentem”

Przedstawione wyżej oświadczenia nie dotyczą uporczywej terapii. Definicja uporczywej terapii wypracowana przez Polską Grupę Roboczą ds. Problemów Etycznych Końca Życia głosi, że „jest to stosowanie procedur medycznych w celu podtrzymywania funkcji życiowych nieuleczalnie chorego, które przedłuża jego umieranie, wiążąc się z nadmiernym cierpieniem lub naruszeniem godności pacjenta” [5], a artykuł 32 kodeksu etyki lekarskiej stwierdza, że lekarz nie ma obowiązku podejmowania i prowadzenia reanimacji lub uporczywej terapii i stosowania środków nadzwyczajnych w stanach terminalnych.

Jeśli dodamy do tego jeszcze fragment z encykliki Evangelium vitae Jana Pawła II: „w sytuacjach, gdy śmierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem zrezygnować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia” (65), nie ulega wątpliwości, że przerwanie uporczywej terapii jest powinnością lekarza, bez względu na to, czy pacjent sporządził „testament życia” czy też nie. W stanach pacjentów branych pod uwagę i dyskutowanych w kontekście oświadczeń woli bardzo często nie ma już mowy o leczeniu.

Nancy, Terri i Eluana nie były już leczone. Były sztucznie nawadniane i odżywiane, poddawane zabiegom pielęgnacyjnym, ale nie terapeutycznym. Nie można zatem powiedzieć, że ich życie zostało przerwane na skutek rezygnacji z uporczywej terapii. Gdyby przed wypadkiem (Nancy i Eluana) lub zatrzymaniem krążenia (Terri) sporządziły oświadczenie woli, to zakładając, że ich wola była zbieżna z wolą opiekunów wnioskujących o zaprzestanie odżywiania (któż to wie na pewno?), byłyby to oświadczenia o skróceniu ich życia, dotyczyłyby śmierci, a nie życia.

Problemy natury moralnej, jakie rodzą się w kontekście „testamentów”, nie dotyczą zatem rezygnacji z uporczywej terapii, co do słuszności przerwania której pozostajemy zgodni. Dotyczą tego, jak daleko sięga wolność naszego stanowienia o sobie i obowiązek respektowania naszej woli przez drugich, jaka jest wartość ludzkiego życia w trwałym stanie wegetatywnym, a także – co w dyskutowanych kazusach dotąd się nie pojawiło – problemu nie tyle przerwania, ile wszczęcia terapii, co do powodzenia której nie ma rozsądnej pewności.
 




[5] „Medycyna Paliatywna w Praktyce” 2008, nr 3, s. 77. Nie kwestionuję tutaj trafności tej definicji. Nadmienię tylko, że uporczywa terapia nie dotyczy jedynie stanów terminalnych.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...