Jednym z najbardziej gorących tematów związanych z seksualnością jest zjawisko homoseksualizmu. Jednocześnie wydaje się, że popularność tej problematyki nie służy rzetelnemu poznaniu jej istoty; bardzo często wypowiadającym się w tej tematyce brakuje znajomości podstawowych faktów i pojęć... Pressje, 8/2006
KM: Mowa zatem jest tu o dwóch elementach: sferze uczuć oraz seksualności otwartej na płodność. Nim przejdziemy do tego pierwszego, jak się wydaje bardziej kontrowersyjnego punktu, należy postawić pytanie, dlaczego wobec dzisiejszego stanu medycyny nie uznać, że związki homoseksualne mogą być także otwarte na potomstwo. Mamy tu na myśli możliwość korzystania ze sztucznego zapłodnienia przez kobiety pozostające ze sobą w związku; zarazem wyobrazić sobie możemy także adoptowanie dzieci przez mężczyzn żyjących w związkach homoseksualnych. Dlaczego takie praktyki nie mogą być uznane, jako otwarte na posiadanie potomstwa, a zatem w pewien sposób na „płodność”?
JP: Po pierwsze, podane przez Panów przykłady są jedynie chwytami retorycznymi, które po bliższym przyjrzeniu się im tracą pozorne racje. Jest rzeczą oczywistą z punktu widzenia biologii, że osoby tej samej płci, jakiekolwiek nie przyświecały by im chęci i intencje, nie mogą mieć ze sobą potomstwa, a adopcja przez nich dziecka nie tworzy z nich rodziców. Z punktu widzenia Kościoła pojęcie „homorodzicielstwa” nie ma sensu. Jest to inna sytuacja od tej, gdy dwie osoby różnej płci z przyczyn medycznych nie mogą mieć ze sobą potomstwa i decydują się na adopcję. Kościół wyklucza zapłodnienie in vitro zarówno w przypadku par homoseksualnych jak i związków małżeńskich osób heteroseksualnych, gdyż płodność jest tu oderwana od aktu zjednoczenia mężczyzny i kobiety. Zabiegi takie naruszają prawo dziecka do urodzenia się z ojca i matki, których zna i którzy są jego rodzicami i jak naucza Kościół pozostają także w sprzeczności z wyłącznym prawem małżonków do „stania się ojcem i matką wyłącznie dzięki sobie” (KKK 2376). Zatem, by spełnić przesłanki wypływające z antropologii biblijnej, na której opiera się stanowisko Kościoła w tej sprawie, nie wystarczą jedynie dobre intencje, czy chęci. Zgodny z normą biblijną jest jedynie przypadek, gdy współżyją ze sobą kobieta i mężczyzna, którzy są otwarci na płodność i kiedy owocem ich aktu oddania jest (lub może być) dziecko. Taka jest wizja biblijna i zamysł Stwórcy w interpretacji i nauczaniu Kościoła. Stanowi to przesłankę, od której rozpoczyna się cała logika wywodu uzasadniającego stanowisko Kościoła w kwestii seksualności. Oczywiście, każdy może zanegować tę przesłankę u samych jej podstaw i wtedy dojdzie do innych wniosków. Nie będzie to jednak stanowisko zgodne z nauczaniem Kościoła.
KM: Drugi element, dotyczący uczuciowości wydaje się być bardziej kontrowersyjny. Dlaczego Kościół stoi na stanowisku, że owo „nieuporządkowanie” dotyczy także sfery uczuć? Czy o miłości można mówić jedynie w relacjach między kobietą a mężczyzną?
JP: By odpowiedzieć na to pytanie, znów musimy sięgnąć do antropologii biblijnej. W Księdze Rodzaju znajdziemy opis, według którego Bóg stworzył mężczyznę i kobietę na swój obraz i podobieństwo. Z tego faktu wynika, że najpełniejszym obrazem Boga nie jest pojedyncza osoba, ale człowiek w relacji do drugiej osoby odmiennej płci i to najpełniej w akcie zjednoczenia. Mowa tu o relacji, która posiada więc komponent seksualny. Zatem to nie pojedynczy człowiek jest obrazem Boga, a mężczyzna w spotkaniu z kobietą, których wieź jest wyrazem miłości. Interesującym jest, że takie ujęcie miłości odpowiada także stanowisku Kościoła, co do natury Boga. On także nie jest jednorodną Leibnizowską monadą, a właśnie relacją trzech Osób. Należy także pamiętać, że w tej wizji miłość jest czymś więcej niż jedynie uczuciem. Jest postawą, która stanowi treść opisanej tu relacji. Oczywiście miłość nie jest zarezerwowana wyłącznie dla małżonków, ale w tego typu więzi najgłębiej wyraża się w relacji kobiety i mężczyzny.