Skłonności homoseksualne można w sobie zaakceptować lub nie, można podejmować próby przebudowy własnej osobowości na drodze psychoterapii, można wybrać „gejowski styl życia”, można żyć w ukryciu, w małżeńskim lub konsekrowanym kamuflażu, można wreszcie wejść na drogę życia w samotności Więź, 1/2006
Jak trędowaci…
W ostatnich paru miesiącach przetoczyła się przez Polskę dyskusja, sprowokowana najpierw zakazaną przez prezydenta Warszawy, a mimo to odbytą „paradą równości”, potem poznańskim „marszem równości”, którego zakazanie przez władze i rozpędzenie przez policję wywołało z kolei falę manifestacji w wielkich miastach pod hasłem „reanimacji demokracji”. Nie jestem zwolennikiem haseł, pod jakimi odbywają się „marsze równości”, a mianowicie traktowania ogromnie zróżnicowanej kategorii osób homoseksualnych analogicznie do mniejszości narodowych i domagania się dla niej ogólnikowo „równych praw”. Jestem jednak zdecydowanym przeciwnikiem zakazywania tego typu manifestacji, jeśli nie zawierają zachowań obscenicznych, bo uważam, że jest to sprzeczne z demokracją. Każdy ma prawo głosić publicznie swoje przekonania i poglądy, łącznie z poczuciem społecznego dyskomfortu, nawet jeśli inni obywatele uważają te poglądy za niesłuszne (z odczuciami się nie dyskutuje). Nie sądzę jednak, by demokracja w Polsce była w tej chwili poważnie zagrożona i nie to mnie najbardziej niepokoi. Przede wszystkim niepokoją mnie ignorancja i zacietrzewienie w podejściu do zjawiska homoseksualizmu, jakie przy okazji ujawniły się wielokrotnie w wypowiedziach polityków, powołujących się jednocześnie na nauczanie Kościoła katolickiego i na Dekalog, przy milczącym przyzwoleniu albo głośnej zachęcie ze strony pasterzy Kościoła. Sądzę, że mamy tu do czynienia z nadużyciem.
Na przykład wiceprezydent Warszawy Andrzej Urbański w wywiadach radiowych, uzasadniając odmowę zezwolenia na „paradę równości”, wprost powoływał się na Dekalog. Któregoś ranka usłyszałem z kolei w radiowej Jedynce wypowiedź wiceprezydenta Łodzi, która wprowadziła mnie w osłupienie. Stwierdził on m.in. – o ile dobrze zapamiętałem – że starzy geje organizują „marsze równości” po to, by propagować homoseksualizm i werbować sobie narybek, na co my, ojcowie, nie możemy pozwolić, po czym dodał życzliwą radę, by... geje zapładniali swoim nasieniem lesbijki, a urodzone w ten sposób dzieci, jeśli będą dziewczynkami, by wychowywały lesbijki („na narybek”), a jeśli będą chłopcami, by wychowywali ich geje (w takimże celu). Jeśli podobne rzeczy bez zażenowania wypowiada w radiu publicznym wiceprezydent milionowego miasta, to czego się spodziewać po posłach, burmistrzach, wójtach i sołtysach? Nie będę cytował znanych okrzyków aktywistów Młodzieży Wszechpolskiej (narybku ultrakatolickiej Ligi Polskich Rodzin).