W jakim zatem kierunku będą toczyć się dalej przemiany świadomości? Czy czeka nas kontrrewolucja seksualna? A może rewolucja lat sześćdziesiątych „rzutem na taśmę” skutecznie zlikwiduje ostatnie przesądy i hamulce? Czy wybuchnie teologiczna bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem? Więź, 7-8/2008
Nie próżnują także intelektualiści. Zygmunt Bauman ubolewa, że nasza kultura pozostawia po sobie nie artes eroticae, lecz scientia sexualis. Pisze o seksie osieroconym: Eros bywa teraz wszędzie, lecz nigdzie nie zabawia na dłużej. Nie ma stałego adresu – jeśli chcesz go złapać, pisz na poste restante i uzbrój się w cierpliwość [2]. Jego zdaniem, seks oderwany od miłości i odpowiedzialności nie jest wcale wyzwolony od zbędnych obciążeń, lecz wręcz przeciwnie – jest przeciążony, przytłoczony ciężarem oczekiwań, którym nie jest w stanie sprostać [3]. Bauman konstatuje wreszcie, że dawne powiązanie seksu z zobowiązaniami było raczej dowodem przenikliwości kultury niż symbolem jej zafałszowań: być może ci starzy i ponoć staroświeccy towarzysze seksu [miłość, bezpieczeństwo, trwałość] byli jego niezbędnym wsparciem (niezbędnym nie dla technicznej perfekcji wykonania, lecz dla czerpania z niego satysfakcji [4]).
Również w popularnej literaturze pojawiły się tendencje do dostrzegania nowych zniewoleń w dziedzinie seksu. Klasycznym przykładem są powieści Michela Houellebecqa – „Poszerzenie pola walki”, „Cząstki elementarne”, „Platforma”. Wydawcy i księgarze przedstawiają go czasem jako „barda seksu” (bo to się lepiej sprzedaje), ale jego książki pokazują współczesnych, zupełnie zwyczajnych ludzi jako pustych, wydrążonych od środka, uzależnionych od seksu pozbawionego uczuć i niezdolnych do szczęścia. Są to często nałogowi konsumenci pornografii i/lub onaniści. Houellebecq – sam deklarujący się jako zwolennik rozkoszy dla wszystkich – wyśmiewa też naiwne przekonanie, że seks to sposób na zjednoczenie ludzkości.
Zmęczenie rewolucją seksualną dostrzec można nawet w twórczości filmowej. Piszę „nawet” – bo przecież film jest tą dziedziną sztuki, która ze względu na swój zasięg oddziaływania najbardziej oswoiła ludzi z najróżniejszymi przejawami seksualności. Ze względu na specyfikę magnetyzującego języka filmu właśnie w kinie najłatwiej przyciągać widza poprzez intrygującą nagość, subtelny lub bardziej wyuzdany erotyzm. Wydaje się, że we współczesnej sztuce filmowej – obok dominującego nurtu, który wciąż odsłania, podgląda i chce podnosić widzom poziom testosteronu, stając się czasami niemal ekranizacją Kamasutry – dostrzec można także przykłady ukazywania drugiej strony rewolucji seksualnej.
Coraz częściej w filmach oglądamy seks kompulsywny czy ludzi uzależnionych od seksu. Obrazy te w większości przypadków zbliżają się do pornografii i chcą jedynie epatować widzów zdehumanizowaną erotyką, sprowadzoną do roli zniewalającego nałogu. Tak czytać trzeba filmy w rodzaju „Intymności” Patrice'a Chéreau, „9 songs” Michaela Winterbottoma czy „Szamanki” Andrzeja Żuławskiego. Można jednak dostrzec, że niekiedy twórcom chodzi właśnie o dobitne pokazanie owego odczłowieczenia i głębokiej samotności, w jaką można popaść, sprowadzając wszystko do seksu. Taki wątek wyraźny był na przykład w debiutanckich filmach dwójki polskich reżyserów – „Sztuce masażu” Mariusza Gawrysia i „Wieży” Agnieszki Trzos, czy w, dokonanej przez Michaela Haneke, ekranizacji powieści Elfride Jelinek „Pianistka” i „Wiarołomnych” Liv Ullmann według scenariusza Ingmara Bergmana.
[2] Zygmunt Bauman, „Razem osobno”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 129.
[3] Tamże, s. 139.
[4] Tamże, s. 139-140.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.