Dziesiątą część ofiar katastrofy rządowego samolotu pod Smoleńskiem stanowią kapłani. Duszpasterze wybitni, ale i po prostu niezwykli ludzie. Wspomnienia tych, którzy byli blisko nich, pokazują jak bardzo.
Tych poznać zdążyłem…
Z biskupem gen. dyw. Tadeuszem Płoskim, ordynariuszem polowym Wojska Polskiego, miałem przyjemność, ale i zaszczyt rozmawiać dwukrotnie. Zawsze o sprawach Polski, o historii, patriotyzmie, wojsku. Ostatnio w sierpniu o nagonce rosyjskich historyków, fałszujących historię II wojny. Rozmawialiśmy też o Katyniu. Ksiądz biskup mówił wtedy: „Mam nadzieję, że doczekamy się otwarcia moskiewskich archiwów, aby rzetelnie zbadać tę wielką zbrodnię przeciw Polsce i jej obywatelom. Myślę, że również rosyjscy politycy będą mieli na tyle odwagi, by już dłużej nie zasłaniać prawdy fałszem o ludobójstwie dokonanym na narodzie polskim”.
Bp gen. dyw. Tadeusz Płoski, ks. ppłk Jan Osiński
Myśląc o tym, kto mógłby najlepiej wspomnieć biskupa Tadeusza, automatycznie wybieram numer telefonu do ks. ppłk. Jana Osińskiego, wicekanclerza kurii polowej, stanowiącego pomost z księdzem biskupem. Po chwili odkładam słuchawkę, uświadamiam sobie: „Przecież on także był na pokładzie samolotu”. On, ksiądz zawsze dobrze zorganizowany, słowny, rzetelny, który często powtarzaną dewizę „człowiek mądry to pożytek dla narodu i państwa" wcielał w życie. Tę mądrość zawsze łączył z pogodą ducha i serdecznością.
O biskupie Płoskim rozmawiam więc nie z ks. Janem, a z ks. prałatem dr. Andrzejem Lesińskim, dziś gospodarzem olsztyńskiej katedry, w czasach seminaryjnych bp. Płoskiego, jego przełożonym. – Byłem wtedy prefektem, a ksiądz biskup klerykiem. Pamiętam, że dobrze się uczył. Był też bardzo koleżeński, cieszył się szacunkiem swoich kolegów. To oni wybrali go na szefa „Bratniaka”, czegoś na kształt samorządu kleryckiego. A on jako jego przewodniczący z jednej strony umiał dbać o interesy kolegów, z drugiej odnosił się z szacunkiem do przełożonych. Nigdy nie miał postawy roszczeniowej. Mieliśmy wtedy codzienny kontakt, bo był „transmisją” między mną a studentami. Szczególnie zapamiętałem jednak okres stanu wojennego, gdy jako przewodniczący Komisji Charytatywnej, z polecenia ówczesnego bp, Józefa Glempa, miałem koordynować rozdzielanie darów dla represjonowanych. Wtedy wielokrotnie korzystałem z jego pomocy. Pamiętam, że kleryk Płoski na tle kolegów zaangażowanych w pomoc charytatywną wybijał się niezwykłą aktywnością – wspomina.Kontakt z biskupem odnowił się po latach, gdy ten był już ordynariuszem Wojska Polskiego. – Ostatnio prowadziłem z nim bardzo konkretne rozmowy. Omawialiśmy projekt współautorstwa biskupa, zakładający zorganizowanie w październiku uroczystej, dziękczynnej Mszy św. za ks. Jerzego Popiełuszkę w Bartoszycach, miejscu, gdzie była jedna z większych jednostek kleryckich, za komuny będąca rodzajem sankcji opresyjnej władzy. Przez eksperyment służby wojskowy przeszło 3,5 tys. aktualnie pracujących księży, a wyniesienie do chwały ołtarzy jednego z nich byłoby dobrą okazją, by przypomnieć o tego rodzaju opresyjnym działaniu władzy. Ponieważ klerycy służący wówczas w wojsku dwa lata, w przeciwieństwie do studentów odbywających kilkumiesięczne szkolenie wojskowe, nie otrzymali nigdy stopni oficerskich, ks. biskup miał prosić prezydenta Lecha Kaczyńskiego o to, by ten wypełniając sprawiedliwość wobec służących księży, ten awans im nadał. Miał też poprosić prezydenta o udział w komitecie honorowym obchodów. Być może o obu tych sprawach rozmawiał z prezydentem podczas lotu do Katynia – zastanawia się.
Od ich poznania byłem o włos…
Z pozostałymi duchownymi nie było mi dane już porozmawiać. Choć planowałem wywiady z ks. prałatem Romanem Indrzejczykiem – kapelanem prezydenta, ks. Andrzejem Kwaśnikiem – kapelanem Federacji Rodzin Katyńskich, rektorem UKSW ks. prof. Ryszardem Rumiankiem oraz o. Józefem Jońcem – twórcą i prezesem stowarzyszenia „Parafiada”.
Ks. Roman Indrzejczyk
Z ks. Romanem Indrzejczykiem wiele lat przyjaźnił się Bogdan Białek, redaktor naczelny „Charakterów”. – Ksiądz Roman był jak Ewangelia – dobry i trudny. To on jako pierwszy ksiądz katolicki w Polsce zaprosił do swojego kościoła na Żoliborzu Żydów, aby celebrować żydowskie święto Simchat Tora. Ileż to gromów spadło wtedy na jego głowę!
Gdy Lech Kaczyński, przyjaciel Romana z Żoliborza, poprosił Prymasa, aby mianował Księdza kapelanem prezydenckim – Prymas Glemp powiedział – No, ale on jest lewicowy! Kaczyński odpowiedział: – No właśnie o to chodzi! Ksiądz Roman otrzymał powołanie – w ostatniej chwili, przed zaprzysiężeniem Prezydenta, na korytarzu, po wielu godzinach oczekiwania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.