Jeżeli człowiek będący dla mnie dziś fundamentalistą, dla swojego otoczenia często jutro już nim nie jest, to czy ja nie mogę zostać dla niego fundamentalistą pojutrze?
Człowiek po to jest stworzony aby Boga, Pan naszego, chwalił, czcił i Mu służył, a przez to zbawił duszę swoją... – tak rozpoczyna fundament swoich Ćwiczeń Duchownych św. Ignacy Loyola. Czy duchowi synowie i córki św. Ignacego nie byliby dziś również zaszufladkowani jako “fundamentaliści religijni”? – takie pytanie narzuca się, kiedy obserwujemy płynność i względność definicji fundamentalizmu. Krystalizacja obecnego znaczenia tego słowa nastąpiła w XX wieku i przede wszystkim współczesnym wyzwaniom, jakie niesie zjawisko i pojęcie fundamentalizmu, poświęcona jest poniższa refleksja. Tylko na pozór wszystko jest jasne: przecież fundamentalizm jest “be”, nie jest “trendy”, to ślepe, zachowawcze uleganie doktrynie, rozpowszechnione wśród religijnych sekt i grup szaleńców, uciekających się do przemocy i terroru w celu podporządkowania sobie innych.
Fundamentalizm to słowo odmieniane w mediach we wszystkich możliwych przypadkach, używane w różnorakich kontekstach i znaczeniach, słowo modne, ale i nadużywane, powiedziałbym przebarwione, a zarazem jednak słowo-klucz, które ma wyjaśnić wszystkie bolączki, słabości, przywary w łonie danej społeczności, tradycji religijnej czy obyczajowej orientacji. Pojemność tego określenia wydaje się niepokojąca, nawet niebezpieczna, nie tylko dla opisującego świat publicysty, ale również człowieka sumienia i wiary. Jeżeli człowiek będący dla mnie dziś jest fundamentalistą, dla swojego otoczenia często jutro już nim nie jest, to czy ja nie mogę zostać dla niego fundamentalistą pojutrze?
Dlaczego słowo, które swoim rdzeniem – fundament – nawiązuje do samych korzeni, podstaw wiary – sam Jezus Chrystus wzywał do budowania na skale – czyli wskazuje na ciągłość tradycji, stało się synonimem nadużywania religii i z jej tradycyjnym wymiarem nie ma w potocznym znaczeniu wiele wspólnego? Odpowiedzi należałoby szukać w zjawiskach XX wieku, kiedy to w kręgu największych globalnych religii powstały radykalne formy wiary określane powszechnie jako “fundamentalistyczne”.
Wobec modernizmu
Po raz pierwszy słowo “fundamentalista” zostało użyte do samookreślenia tych, którzy śpieszą na ratunek zachwianym podstawom chrześcijaństwa. Odniesieniem był nowoczesny, pooświeceniowy i liberalny świat, zagrażający tradycji ojców, sprzyjający moralnemu upadkowi społeczeństwa. Było to w 1920 r. w Stanach Zjednoczonych, gdzie już wcześniej w latach 1910-1915 z inspiracji dwóch pastorów baptystycznych zaczęto wydawać serię broszur The Fundamentals, rozdawanych bezpłatnie wśród wiernych, a w 1919 r. powstało World’s Christian Fundamentals Association (Światowe Chrześcijańskie Stowarzyszenie Fundamentalistyczne).
Czym jest współczesny fundamentalizm? Jaką drogę musiał przebyć od opisanego powyżej samookreślenia i afirmacji, skoro we współczesnym odbiorze brzmi jak epitet, a stronią od niego sami fundamentaliści? Czy jest to tylko reakcja na wypieranie wiary z życia społecznego, rozchwianie moralne, odejście od tradycji, nieprzewidywalną przyszłość, a może jest to również program polityczny i społeczny? Na ile jest to pojęcie z kręgu nauk społecznych, religii, publicystyki, na ile zaś instrumentalne zaszufladkowanie niewygodnych postaw, nie tylko religijnych?
Zacznijmy od najczęściej stosowanych definicji, według których pojęcie fundamentalizmu nawiązuje do opierania życia społecznego na tradycyjnie pojętych fundamentach w opozycji wobec “modernizmu”, w samym zaś tylko chrześcijaństwie do zachowania tożsamości wyznania, nie zważając na historyczny rozwój religijnych prawd, norm czy instytucji. Tej literalnej wierności doktrynie nie przejawia już fundamentalizm muzułmański czy żydowski.
Otwartość Rzymu
Aczkolwiek sam termin i opisywane przez niego zjawisko powstały poza Europą we wspólnotach protestanckich, to Stary Kontynent i Kościół Katolicki były w swojej historii niezmiennie miejscem tendencji fundamentalistycznych i ich przezwyciężania. Współcześnie do form fundamentalizmu katolickiego zaliczany jest ruch tradycjonalistów arcybiskupa Lefebvre'a. Czy tylko? Wydaje się, że fundamentalizm, jak na razie, Kościołowi nie zagraża. Skąd ten spokój? Przede wszystkim z samej istoty chrześcijaństwa.
O otwieraniu się na inne tradycje religijne przypominał Sobór Watykański II, przywołując zasadę o nasionach prawdy, głoszoną w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Pan Jezus zabiegał, aby Jego uniwersalne przesłanie dotarło również do pogan, aby apostołowie nie zatrzymywali Ewangelii tylko dla siebie. Jezus wyjawiał tajemnicę wiary – wody żywej – pogance – samarytańskiej kobiecie. Oświadczył, że nie znalazł tak wielkiej wiary w Izraelu, jak u setnika Rzymianina – i tym samym ukazał nam tego przedstawiciela innych religii jako wzór wiary, a odpowiedź setnika: Panie, nie jestem godzien, weszła na stałe do modlitwy chrześcijańskiej.
Poza tym Kościół Katolicki dawno w swoim instytucjonalnym bycie nie był tak pluralistyczny, powszechny, bliski człowiekowi i otwarty jak w ostatnim ćwierćwieczu. Przebrzmiały czasy wojen krzyżowych, Świętej Inkwizycji czy stosów, na których płonęły bohaterskie dziewice (Joanna d'Arc ) i uczeni (Giordano Bruno). W swojej historii Kościół umiał dostrzec błędy i za nie przeprosić. Inkorporacja kultur i religii, współpraca z najnowszymi osiągnięciami nauki i techniki idą w parze z intelektualnym dyskursem w łonie duchowieństwa i wiernych. Przez lata w letniej rezydencji papieży w Castel Gandolfo, dokąd od 1978 r. Jan Paweł II przeniósł zapoczątkowane w latach 50. w Krakowie filozoficzne debaty “środowiska fizyków”, spotykali się na dyskusji z papieżem wybitni przedstawiciele nauki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.