Małżeństwa mieszane wyznaniowo nie są dobrze widziane w żadnej religii. Młodzi różnych wyznań, którzy chcą się pobrać, muszą być przygotowani na pokonanie wielu przeszkód – tak przed ślubem, jak i w życiu małżeńskim.
Najlepiej być jednej wiary
Z punktu widzenia Mateusza i Anny byłoby najlepiej, gdyby podobne problemy w ogóle się nie pojawiały. „Nieistotne, czy bierzemy ślub w kościele, czy w cerkwi. Obydwa są jednakowo ważne, a dzieci wychowujemy tak, jak uważamy za słuszne” – marzą oboje. W myśl przepisów prawa kanonicznego i zasad, jakimi kieruje się Kościół katolicki, nie wszystko jednak może być tak proste.
Kościół od pierwszych wieków istnienia miał niechętny stosunek do tego, by jego członkowie zawierali małżeństwa z odszczepieńcami, Żydami czy poganami. Tak było w okresie sprzed wielkich podziałów i tak jest w zasadzie obecnie, nawet jeśli ten stosunek jest dziś łagodniejszy. Nie zmieniła się zasada: niechęć nie oznacza zakazu i małżeństwo katolika z innowiercą, jeśli zostało zawarte przy asyście księdza katolickiego, jest ważne. Obowiązek wypełnienia przyjętych zobowiązań wobec Kościoła, na przykład co do wychowania dzieci, spoczywa na jednej stronie – katolickiej. To duże uproszczenie, współczesność bowiem obfituje w wiele – coraz więcej – różnorodnych sytuacji, kombinacji i komplikacji, przed jakimi stają i młodzi katolicy, którzy pragną związać się sakramentalnie z innowiercą (lub niewierzącym), i księża, którzy chcieliby pomóc im rozwiązać dylematy.
W przypadku Mateusza i Anny tych komplikacji było najmniej. W Kościele katolickim i Cerkwi prawosławnej małżeństwo jest sakramentem, którego ważność jest wzajemnie uznawana. A praktyka, że małżonkowie, także z dziećmi, raz chodzą do cerkwi, a raz do kościoła, wcale nie jest rzadka. Każde z nich musi jednak, zgodnie z surowszymi zasadami, udać się w niedzielę do swojej świątyni. Ale już przy obchodzeniu świąt, tych największych, pojawiają się spięcia, szczególnie gdy terminy Wielkanocy i innych świąt ruchomych nie pokrywają się w obu Kościołach – zachodnim i wschodnim.
W małżeństwach katolicko-ewangelickich komplikacji jest dużo więcej. Przede wszystkim tylko dla strony katolickiej jest to związek sakramentalny, nierozerwalny. Jedynie bowiem chrzest, jako sakrament, jest wzajemnie uznawany przez Kościół katolicki i wspólnoty ewangelickie. Nie ma tzw. wspólnoty Stołu Pańskiego, czyli małżonkowie nie mogą jednocześnie, w jednym kościele, przystępować do Eucharystii. Wyjaśnienie tych odmiennych zachowań rodziców małym dzieciom jest dużym wyzwaniem. Tak samo jak budowanie wspólnoty religijnej na poziomie rodzinnym, gdy na przykład tylko matka obchodzi święta maryjne, a tylko ojciec udaje się do „swojego” kościoła 31 października, w święto protestanckiej Reformacji.
Jeszcze inaczej wygląda zawieranie ślubu katolika z osobą nieochrzczoną, a jeszcze inne wymogi trzeba spełnić, wiążąc się sakramentalnie z apostatą, czyli kimś, kto był ochrzczony, ale odstąpił od Kościoła. Dla katolika czy katoliczki są to sytuacje dość trudne i pokładanie nadziei w tym, że miłość wszystko zwycięży, nie zawsze jest zasadne. Dlatego nie tylko Kościół katolicki, ale i inne wspólnoty nie zachęcają swoich wiernych do zawierania małżeństw mieszanych, choć ich nie zabraniają. Zawsze przecież można znaleźć pary, które mimo odmiennych wyznań, tworzą udane związki.
Będzie lepiej?
Już od dłuższego czasu pracuje wspólna komisja Episkopatu Polski i Polskiej Rady Ekumenicznej nad nowym dokumentem, który ma przynieść pewną ulgę związkom mieszanym. Już nie ma być tak, że katolicy muszą składać obowiązkowe zobowiązania do zapewnienia dzieciom katolickiego wychowania lub że ochrzczą dzieci w swoim Kościele. Ma to stanowić autonomiczny obszar decyzji samych rodziców, którzy zadecydują, w jakim duchu wychowają każde ze swoich dzieci. Dokument jest już właściwie uzgodniony przez wszystkie strony, ale ma zacząć obowiązywać dopiero jesienią. Do tego czasu składanie stosownych oświadczeń i dokumentów będzie nadal niezbędne.
Dla Mateusza i Anny to właściwie żadna nowość. Oni i tak już od dawna wychowują dzieci tak, jak każe im tradycja, którą uznali za swoją: syn za ojcem, córka za matką.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.