Dlaczego leczyć podmiot – sprawcę przestępstwa, zamiast go z n i s z c z y ć (i zastąpić innym, bardziej użytecznym)? Dlaczego szanować przestępcę jako osobę, zamiast ją usunąć, tak jak usuwa się wadliwą część maszyny?
Pytania te mogą się w takim sformułowaniu wydać niemożliwe do przyjęcia. Zwolennicy l e c z e n i a powiedzieliby jednak natychmiast, że prawo nie wymaga e l i m i n a c j i przestępców, społeczeństwo ponowoczesne będzie bowiem – z miłości do ludzkości (zgodnie ze znaną wskazówką Molierowskiego Don Juana) – traktować podmioty o tendencjach jawnie antyspołecznych z wielką łagodnością, a zarazem bardzo racjonalnie i unieszkodliwiać je, unikając w ten sposób niepokojenia opinii publicznej. Nawet gdyby było to możliwe, sama idea powierzenia prawu karnemu leczenia zamiast karania nadal wydaje się niepokojąca – między innymi dlatego, że w paradygmacie leczenia konkretne formy, jakie mogłoby ono przyjąć, pozostają nieokreślone. Niech za przykład posłuży nam zupełnie nowy rodzaj zarzutów, które coraz częściej stawiane bywają w Europie, takich jak – w kontekście niemieckim – kłamstwo oświęcimskie, czyli uznana za przestępstwo negacja Szoah[1].
Jakie są racje normy kryminalizującej ten czyn? Otóż negacjonista karany jest nie za wypowiedzenie sądu o charakterze historycznym, lecz dlatego, że sąd ten ujawnia postawę n i e n a w i ś c i r a s o w e j, która – ponieważ nie pozostała we „wnętrzu” przestępcy – wyzwala w społeczeństwie postawy agresji i pogardy, te zaś – ze względu na ich możliwe wyrodzenie się w akty przemocy – wydają się całkowicie nie do pogodzenia z zasadami współżycia społecznego. Rasizm jest zatem sam w sobie przestępstwem. Jest on skutkiem niesłusznej i antyspołecznej pretensji do w y ż s z o ś c i nad innymi, jest publicznym przejawem – by użyć sformułowania tylko odrobinę bardziej wyszukanego – z ł e g o u ż y c i a w o l n o ś c i. Tak przebiega rozumowanie – nie może ono przebiegać inaczej – zwolennika klasycznego paradygmatu prawa karnego, który z wyłożonych właśnie powodów nie może nie popierać kryminalizacji kłamstwa oświęcimskiego. Jeśli jednak wolność jest metafizyczną mrzonką, takie wyjaśnienie kryminalizacji nienawiści rasowej zostaje bardzo osłabione i niespójne okazują się wszelkie próby wykazania, że ten, kto propaguje nienawiść rasową, z a s ł u g u j e na karę. Jeśli jednak nie mamy prawa karać rasistów, to w jaki sposób powinniśmy ich leczyć?
Istnieją różne sposoby wymijającego potraktowania tych pytań. Wielu prawdopodobnie utrzymywałoby, że prawdziwą kwestią nie jest ujawnienie etiogenezy samego rasizmu, lecz raczej wyjaśnienie faktu wyłonienia się właśnie rasizmu ze zbiorowej wyobraźni, która przenika i kształtuje treść naszego życia społecznego. Tak jednak nie jest. Można co prawda wykorzystać neuronauki do lepszego zrozumienia rasizmu i wydaje się nawet, że naukowcom udało się na tym polu wiele wyjaśnić. Interwencja neuronauki jednak, zamiast upraszczać kwestię, grozi wielkim jej zawikłaniem. Niedawno przeczytaliśmy pełen entuzjazmu komunikat o odkryciu dokonanym przez grupę naukowców, którzy wyodrębnili w mózgu, a dokładnie w ciele migdałowatym (ośrodku emocji), neurologiczne „siedlisko” przesądów rasowych. Czy odkrycie to można wykorzystać w postmetafizycznym leczeniu negacjonistów, które miałoby być alternatywą dla klasycznego prawa karnego? Czy zamiast skazywać rasistów na więzienie, nie moglibyśmy uciec się do zabiegu medycznego na ich ciele migdałowatym (zabiegu chirurgicznego, ale jako metoda mniej inwazyjna mogłoby wystarczyć odpowiednie podawanie leków) i w ten sposób przywrócić ich społeczeństwu? Nie wątpimy, że dobrze poinformowany rząd może mieć pokusę użycia tego rodzaju technik, aby ostatecznie usunąć przesądy rasowe z ludzkich mózgów (nie z umysłów!), gwarantując w ten sposób zniknięcie jednej z najboleśniejszych przyczyn konfliktów społecznych. Co by się jednak stało, gdyby do rządów doszli właśnie rasiści? Dla nich „zdrowe” ciało migdałowate to takie, które aktywuje nienawiść rasową, i ten właśnie jego typ musiałby przyciągać uwagę naukowców chcących wywołać antysemityzm u większości obywateli! Krótko mówiąc, gdziekolwiek w mózgu zlokalizowany byłby rasizm, czy postawa mu przeciwna, problemem pozostaje ocena paradygmatu myślenia. Czy mamy go oceniać za pomocą kryteriów statystyczno-ilościowych (za właściwe należałoby wówczas uznać impulsy występujące częściej) czy wartościujących (za właściwe należałoby uznać impulsy mniej agresywne – albo też, przeciwnie, bardziej agresywne)? Niestety bardziej prawdopodobna jest hipoteza, że ten, kto sprawuje władzę, narzuca własne paradygmaty jako właściwą miarę porządku społecznego. Prawdą jest, że to, co Luis Buñuel nazwał w swoim słynnym filmie „złudzeniem wolności”[2] wciąż powraca, a my za każdym razem temu złudzeniu ulegamy – tak jak łudzą się naukowcy, sądząc, że potrafią sprawić, by znikło. I dopiero w tym miejscu należy na nowo podjąć dyskusję.
Konkluzja może być tutaj bardzo krótka. P o n o w o c z e s n a d e k o n s t r u k c j a klasycznego prawa karnego osiągnęła duże natężenie – proces ten przebiegał równolegle z rozprzestrzenianiem się relatywistycznych i postmetafizycznych paradygmatów antropologicznych. Dekonstrukcja owa splotła się z kryzysem współczesnego prawa karnego w sposób tak skomplikowany, że kryzys może się wydawać – zależnie od przypadku – raz przyczyną, a raz skutkiem. Ponowoczesnej myśli prawnej, która uporczywie odrzuca podstawowe kategorie myśli klasycznej, czyli odpowiedzialność, oskarżenie, winę czy ekspiację przez karę, jako kategorie metafizyczne, bardzo trudno będzie respektować fundamentalne prawa osoby, prawa absolutnie nienaruszalne, nawet wtedy, gdy osoba ta popełnia czyny przestępcze. Rozpad podmiotowości ludzkiej, charakterystyczny dla kultury ponowoczesnej, musi doprowadzić również do zaniku s z a c u n k u dla przestępcy jako podmiotu z a s ł u g u j ą c e g o na karę. Ujęcie klasyczne natomiast prowadzi do skutków przeciwnych: przestępca nigdy nie traci w nim swojej godności, ta bowiem jest wymiarem antropologicznym i nie można jej wywalczyć ani otrzymać, ani też zrezygnować z niej czy ją stracić. Przestępca, jako istota ludzka, zachowuje wszystkie podstawowe prawa, a przede wszystkim p r a w o d o k a r y, które daje mu możliwość o d k u p i e n i a winy. Mówimy tutaj nie o racjonalizacji współczesnej polityki karnej (do czego wciąż nam daleko), lecz o konieczności ponownego umieszczenia wszelkich działań z tą polityką związanych w ramach paradygmatu s p r a w i e d l i w o ś c i k a r n e j. Nie jest to kwestia przede wszystkim polityczna czy prawna, lecz w podstawowy sposób a n t r o p o l o g i c z n a.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.