Samotność piękna i groźna.

eSPe 90/3/2010 eSPe 90/3/2010

Samotność – gdy spojrzeć na nią w sposób płytki – staje się przekleństwem lub bliżej nieokreślonym „powołaniem”, lub, co gorsza „losem”. Ktoś jest dłużej sam? Już cała armia znajomych, skądinąd ludzi o dobrej woli, i może całkiem Bożych, zaczyna kombinować: a może on ma powołanie do samotności? A może powinien być księdzem?

 

Wszyscy chcieli wyswatać Pawła. „Chłopie, masz już 29 lat, zobacz, wszyscy się pożenili, a ty co? Może ty masz powołanie do bycia księdzem, zastanów się nad tym” – mówił Grzesiek, kolega ze wspólnoty, od trzech lat mąż Lidki. „Paweł to taki Piotruś Pan, taki Pawełek Pan” – żaliła się ludziom Basia, która jakoś nie miała szczęścia do mężczyzn, i niedawno zerwał z nią chłopak. „Nie chce się zaangażować w żaden związek, woli swoje starokawalerskie nawyki. Tchórz, i tyle”.

Marta była starsza od Pawła o 8 lat. Bardzo przeżywała swoją samotność. Tu już ludzie zdawali się bezradni, i nawet jej nie swatali, patrzyli tylko z niemym współczuciem: „Widocznie jej nie dane...” – mówiły dziewczyny, a niektóre dodawały: „Cóż, jest niezbyt urodziwa...”. Rodzina także martwiła się. „To już ostatni dzwonek, albo i po ostatnim dzwonku...”, mówiła ciotka, lekarka, wspominając przy tym coś o „starych pierwiastkach”. Martę bolały te uwagi, ale cóż miała zrobić – musiała ich wysłuchiwać.

****

Samotność. Tomasz Merton modlił się o nią, i usłyszał: „Ludzie będą cię chwalić, ale ich pochwały staną się dla ciebie płonącym stosem – pokochają cię, lecz to tylko uśmierci twoje serce i zawiedzie cię na pustynię (...) A gdy zażyjesz już trochę sławy, i trochę miłości (...) wówczas dopiero przyjdziesz do posiadania tej samotności, której tak długo pragnąłeś”[1]. Jakże inaczej mówi o samotności Bóg do Mertona, niż my słyszymy na co dzień od naszych przyjaciół, znajomych i rodziny.

Samotność – gdy spojrzeć na nią w sposób płytki – staje się przekleństwem lub bliżej nieokreślonym „powołaniem”, lub, co gorsza „losem”. Ktoś jest dłużej sam? Już cała armia znajomych, skądinąd ludzi o dobrej woli, i może całkiem Bożych, zaczyna kombinować: a może on ma powołanie do samotności? A może powinien być księdzem? Może taki jest już jego los? Kogoś innego, kto w danym momencie życia jest sam, ludzie wokół otaczają pozornym współczuciem: biedna, jest samotna, pewno dlatego, że nieatrakcyjna dla facetów... Chciałbym zająć się najbardziej rozpowszechnionymi mitami. Pierwszy z nich dotyczy spojrzenia na czas samotności. Ta bowiem – jeżeli nie jest potwierdzona własnym wyborem życia pustelniczego – jest tylko samotnością w danym momencie życia ludzkiego. Mamy natomiast skłonność do rozciągania aktualnego momentu na całość życia. Podobnie jest w naszej rozemocjonowanej kulturze z przejściowymi uczuciami. Gdy ktoś jest smutny – często wydaje się mu, że będzie smutny już zawsze. Gdy zaś ktoś jest samotny, często przypisuje to swojemu losowi bądź powołaniu – w każdym razie jakimś niezależnym od siebie siłom, które w tajemniczy sposób kształtują życie, i na które w zasadzie nie mamy wpływu. Jestem samotny, widocznie to mi jest dane, i tak już będzie.

Tymczasem możemy zrozumieć samotność dopiero, gdy spojrzymy na nią jako na stan, w którym jesteśmy w danej chwili. Jest to logiczna konsekwencja wszystkiego, co działo się do tej pory w historii naszego życia. Nie ślepych i niedostępnych nam sił – ale zdarzeń, własnych wyborów, naszych relacji z Bogiem, z rodziną, z innymi ludźmi.

Jeżeli przyjrzymy się samotności i zaczniemy ją postrzegać jako moment w historii naszego życia, wyrastający z tej historii, mamy szansę na obalenie kolejnej grupy mitów, które wiążą się z powierzchownymi tłumaczeniami samotności. Dlaczego ona nie ma męża? Bo jest brzydka, mało bystra. Dlaczego on nie ma żony? Bo jest niezaradny, zaniedbany, bezrobotny. Takie słowa pozornie wystarczają ludziom, by odnaleźć się w świecie. Ale w rzeczywistości to słowa powierzchowne, które mogą raczej zaciemnić rzeczywistość niż dać światło. Bo cóż to znaczy:„ona jest brzydka”? Przecież szczęśliwe w małżeństwach są zarówno osoby, które spełniają społeczne kryteria urody, jak i te, które ich nie spełniają; a wśród nieszczęśliwych małżeństw znajdzie się wiele takich, w których oboje są piękni niczym Angelina Jolie i Brad Pitt. A poza tym: dlaczego ta sama kobieta nie podoba się dziesięciu mężczyznom, a dla jedenastego jest najcudowniejsza?

I cóż to znaczy, że „on jest bezrobotny”? Może właśnie odnajduje samego siebie, swoje predyspozycje i pragnienia, i musiał zerwać z poprzednią pracą, by odnaleźć miejsce, w którym za dwa, trzy lata zarobi dużo więcej? John Eldredge pisze w „Drodze dzikiego serca”, iż życie i rozwój każdego mężczyzny dzieli się na etapy: czas bycia Ukochanym Synem, czas Kowboja, następnie etap Wojownika, Kochanka, Króla, i – najczęściej już na starość – Mędrca. Największa krzywda, jaką można uczynić mężczyźnie, to kazać mu być Kochankiem, kiedy nie przeszedł do końca etapu Wojownika czy Kowboja. Społeczeństwo niestety bardzo często robi coś takiego – choćby naklejając ludziom etykietki „starego kawalera” czy „starej panny”.

****

Paweł faktycznie od dawna nie wiązał się z żadną kobietą. W głębi duszy bał się, ale to nie było tchórzostwo. Jego ojciec pracował do nocy, a w wolne dni siedział przed telewizorem. Matka też była zapracowana nie miała czasu zająć się nim. Paweł był samotnikiem, najlepiej czuł się w świecie matematyki. Czasem zaglądał do kieliszka, ale rzadko przebywał z innymi ludźmi, zatopiony w smutnych myślach. Dopiero dwa lata temu przełamał się, i odtąd regularnie bywał we wspólnocie postakademickiej. Na najbliższe wakacje planował się wybrać na spływ kajakowy z ludźmi ze wspólnoty.

Marta w czasach wczesnej podstawówki była piękną, długowłosą, zielonooką dziewczynką. Wyglądała jak mała księżniczka, lubiła taniec i długie sukienki. Gdy miała pięć lat, ojciec zaczął zaglądać do kieliszka, i z roku na rok pił coraz więcej. Potrafił uderzyć córkę lub krzyknąć na nią, gdy, jak to mówił, „zawracała mu głowę”. Na początku liceum Marta – rozpaczliwie szukająca miłości - zakochała się w szkolnym przystojniaku, Arku, jednak ten wyśmiał jej zaloty. Wtedy ścięła włosy na pazia, założyła szare dżinsy i sweter, i obiecała sobie, że już nigdy nie otworzy serca przed żadnym facetem.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...