Z naszego pola widzenia giną prawdziwe problemy kraju. Generalnie promowana jest tylko teza, że wszystkie błędy rządzącej PO są do zniesienia, bo ratuje ona Polskę przed rządami PiS. Ten motyw działa zadziwiająco silnie w środowiskach opiniotwórczych.
Wiesława Lewandowska: – Rozmawiając o polityce, chętnie używamy teatralnych terminów; w poważniejszych debatach opisuje się scenę polityczną, w bardziej potocznych dyskusjach narzeka na kiepskie przedstawienie i zakulisowe rozgrywki. Jaki spektakl dziś oglądamy, co jest grane na polskiej scenie politycznej?
Dr Rafał Matyja: – Można powiedzieć tak: z jednej strony jest to dość rutynowy spektakl demokracji, w którym występuje prosta gra o władzę, natomiast oprócz tego – tu trzeba użyć już raczej militarnych skojarzeń – toczą się jeszcze dwie wojny równoległe. Jako pierwszą wymieniłbym wojnę o idee, czyli o to, co ludzie będą mieli w głowach.
– O rząd dusz?
– Za dużo powiedziane. Raczej tylko o to, co w głowach, bo polskie dusze są jednak trochę lepiej „zapakowane” niż głowy… Dokładnie równolegle do tej pierwszej batalii ideowej toczy się spór o przyszły kształt państwa. Pojawia się dziś mianowicie ważne pytanie, czym będzie państwo za 10-20 lat, jakie będzie miało prerogatywy, czy będzie mogło się twardo postawić w obronie swoich interesów. Te dwa równoległe do walki o władzę spory, bardzo poważne, są zagłuszane przez łomot czyniony przez walkę między grającymi o władzę partiami. Obecnie polską polityką kierują nadmierne, wyniszczające emocje.
– Tzw. normalnemu człowiekowi wprost trudno pojąć, skąd się wzięły te złe emocje.
– W 2003 r., po aferze Rywina, która skompromitowała rządzącą lewicę, pojawiły się wielkie oczekiwania społeczne na istotne zmiany. Niestety, ten sprzyjający klimat został zmarnowany… Wydaje się, że dzisiejsze kłótnie mają swe źródło w 2005 r., gdy doszło do pęknięcia wewnątrz obozu centrowego, czyli między PiS a PO. Okazało się ono na tyle funkcjonalne, że po raz pierwszy ujawniło realne podziały społeczne, a nie tylko programowe, między tymi dość podobnymi do siebie partiami… Być może gdyby wówczas przegrał PiS, to doszłoby do zdroworozsądkowej koalicji PO-PiS. Jednak PO jeśli nie wygrywa wyborów, to się obraża… Potem był następny, jeszcze bardziej ostry konflikt – o prezydenturę i rząd w wyborach 2007 r. i wtedy nadzieje na wspólną Polskę, na sprawne i silne państwo, przepadły. Zaczęła się absurdalna, permanentna kłótnia.
– Kto bardziej atakuje – wygrana PO czy przegrane PiS?
– W minionych latach różnie z tym bywało. Obecnie PO bardzo bezwzględnie wykorzystuje i podsyca niechęć elity intelektualnej oraz mediów do PiS. Trzeba przy tym jasno powiedzieć, że zarówno intelektualiści, jak i media nie wywiązują się ze swej powinności rzetelnego analizowania sytuacji politycznej. Dlatego z naszego pola widzenia giną prawdziwe problemy kraju. Generalnie promowana jest tylko teza, że wszystkie błędy rządzącej PO są do zniesienia, bo ratuje ona Polskę przed rządami PiS. Ten motyw działa zadziwiająco silnie w środowiskach opiniotwórczych.
– Dlaczego elity opiniotwórcze tak bardzo nie lubią PiS?
– Dlatego że PiS bardzo silnie podważył ich autorytet. Ludzie, którzy byli przyzwyczajeni do statusu „świętych krów”, nagle stali się przedmiotem dużego ataku słownego. Nie odebrano im wprawdzie – nawet za rządów PiS – niczego materialnego, a jedynie bardzo ostro zaatakowano. I to jest partii Kaczyńskiego do dzisiaj pamiętane i wypominane do tego stopnia, że stało się motorem zwycięstw Platformy…
– Tym motorem jest nie tylko jakaś abstrakcyjna niechęć do PiS, ale bardzo konkretne straszenie nim. Skąd się wzięły te strachy?
– Po pierwsze stąd, że PiS zaczął rozprawę z korupcją. I to nie na samych szczytach władzy. Bardzo duże uderzenie CBA poszło np. w środowiska lekarskie, które zawsze były ogromnie opiniotwórcze. Po drugie – z niechęcią i odrzuceniem spotkała się też źle przeprowadzona akcja lustracyjna. Doszło do konsolidacji środowiska akademickiego w sprawie składania oświadczeń lustracyjnych. Podniósł się ogólnośrodowiskowy protest, dający znakomitą ochronę prawdziwym agentom SB; lustracja nie wypaliła, ale zmobilizowała silną niechęć środowiska akademickiego wobec PiS. Właśnie tu bym upatrywał tego lęku, który od elit przez media poszedł potem w lud…
– Można powiedzieć, że PiS sam jest sobie winien?
– Nie, ale oczywiście nie jest bez winy. Skala niepotrzebnych wojen, jakie wywoływał w trakcie rządzenia, przerosła granice zdroworozsądkowej polityki. Ta partia rozpętała więcej konfliktów, niż była w stanie wygrać. A rządzenie nie polega przecież na rozpalaniu wszystkich możliwych konfliktów społecznych, na ciągłym podsycaniu ognia. W tym sensie PiS istotnie przesadził.
– Stąd protest społeczny – „Mamy dosyć tych kłótni, tej wojny”?
– Tak. Spora część elektoratu PO kieruje się w swoich intencjach bardzo potocznym rozumieniem polityki. Ci ludzie nie chcą awantur, niemal za wszelką cenę chcą spokoju nie tylko w polityce.
– … i w ogóle nie chcą żadnej polityki!
– Takie hasła głoszą dziś w Polsce głównie czołowi politycy PO i część dziennikarzy. Rozsądny człowiek tak nie mówi. Jednak czym innym jest normalna i naturalna niechęć do wszelkich awantur, a czym innym niechęć do polityki jako takiej. Ta pierwsza przekłada się dziś prawie wyłącznie na niechęć do PiS. Oczywiste jest, że ogromna część sympatii dla Kwaśniewskiego i dla Tuska ma źródło w ich wizerunku ludzi niewchodzących w nadmiernie wiele konfliktów. Co nie znaczy, że są oni barankami, ale przynajmniej ładnie im w baraniej skórze…
– W ostatnim czasie pod „awanturnictwo polityczne PiS” podciągnięto także dążenie tej partii do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Czy to także rozrabiactwo?
– O ile można mieć sporo zarzutów wobec PiS w okresie jego rządzenia za wszczynanie konfliktów tam, gdzie nie miało to większego sensu, i organizowanie co jakiś czas sabatu czarownic, to w tym przypadku uważam, że niesprawiedliwe jest oskarżanie PiS o granie tragedią smoleńską. PiS, a zwłaszcza Jarosław Kaczyński, ma tu naturalne zobowiązanie do podejmowania wszelkich prób jej wyjaśnienia. Powiem więcej: wielkim błędem jest pozostawianie PiS osamotnionego w tej roli…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.