Małe dzieci nie znają pojęcia kłamstwa. Mówienie prawdy jest dla nich jedynie stwierdzeniem faktu. Celowo pomijam zagadnienie konfabulacji dziecięcych, ponieważ mają one swoje rozwojowe uzasadnienie i dotyczą raczej braku ostrej granicy między rzeczywistości a fikcją (to typowe dla pewnego okresu) niż zamierzonego kłamstwa.
Rodzic – nie policjant
Pamiętam sytuację z czekoladą, którą podkradł jeden syn drugiemu. Zrobił to sprytnie, obłamując jej brzegi tak, żeby zachowała pierwotny kształt i żeby nie wydało się, że poczęstował się bez pozwolenia. Jednak wiedząc o tym, jak dużym wyrzeczeniem dla drugiego z nich było zostawienie sobie kawałka czekolady na następny dzień, postanowiliśmy dokładnie wyjaśnić sprawę. Jasne, że można było machnąć na to ręką, jednak był to dobry – bo naturalny – moment na rozmowę na temat kłamstwa i prawdy. Początkowe nieprzyznanie się do winy było prawdopodobnie spowodowane strachem, a może i wyrzutami sumienia, jednak wyjaśnienie, dlaczego mówienie prawdy jest ważne i kto tak naprawdę na tym zyskuje (tylko praktykowana cnota się utrwala), przyczyniło się do jej wyjawienia. Okazuje się, że nie potrzeba do tego żadnych nadzwyczajnych środków. Dziecko chce zrozumieć, a my mamy obowiązek mu w tym pomóc. Czyli po pierwsze: instruować. Następnie, jak mówi Biblia: „napominać swego brata (czyli również, a może przede wszystkim, swoje dziecko) z miłością”. Zwracać uwagę, kiedy mówi nieprawdę, nie przyznaje się do winy, choć coś zrobiło, obarcza winą inną osobę, i wyrażać swoją dezaprobatę (dla zachowania, nie dla osoby). Ile to razy na pytanie: „Kto grzebał w mojej torebce?” palec był skierowany na brata, z wzajemnością zresztą. Nie sposób zatrzymać się przy każdej takiej sytuacji.
W żadnym wypadku nie namawiam do roli nadgorliwego szpiega. W końcu nasze ograniczenia są z „Góry” wkalkulowane w cały proces wychowania. Musi być miejsce na autokorektę – czas na samodzielne zrozumienie i naprawienie błędu, na rozgrywki między rodzeństwem, w których sami na swój sposób dochodzą do prawdy, a nawet na ujście płazem (ile to razy nam coś uchodziło na sucho). Najważniejsze z naszej strony jest zwrócenie uwagi na to, co dzieje się na naszych oczach, lub na to, o czym wiemy. Przymykanie oka na małe przewinienia tylko dlatego, że są małe podobnie jak nasze dzieci, w przyszłości może przynieść opłakane skutki. Skoro można podkradać czekoladki bratu, to dlaczego nie można ukraść roweru? Tu jest miejsce na właściwie pojętą profilaktykę. Nawet policjant, zanim „wlepi” mandat, próbuje nas upomnieć, przynajmniej ten bardziej wyrozumiały.
Konsekwencje
Należy pozwolić dziecku odczuć konsekwencje jego własnego postępowania. Jeśli upominanie nie skutkuje, trzeba sięgnąć po bardziej radykalne środki w postaci kary. Brzmi to dość poważnie, ale i sprawa nie jest błaha. Dla małego dziecka już brak nagrody potrafi być karą, a smutna buźka w rubryce rodzinnego notesu potrafi przyprawić o łzy. W przypadku starszej latorośli skutki przewinienia powinny być bardziej odczuwalne, ponieważ większa jest jej odpowiedzialność za dokonywane wybory. Wszystko zależy od wagi kłamstwa, jego szkodliwości, wieku dziecka oraz obowiązujących w domu ustaleń. Co nie zmienia faktu, że nasze dziecko nadal ma prawo do błędu i naszego wsparcia. Żeby podejmować właściwe decyzje, trzeba wcześniej doświadczyć skutków tych błędnych.
I ostatnie, choć wcale nie najmniej istotne: doceniajmy, kiedy nasze dziecko mówi prawdę (pochwałą, zwróceniem uwagi). To wymaga dużego wysiłku z jego strony, pokonania strachu przed konsekwencjami. Zależy nam przecież, aby utrwalić to zachowanie. Pamiętajmy, że sąd zmniejsza wymiar kary, kiedy oskarżony przyznaje się do winy. Nas tym bardziej obowiązuje ta zasada, choć czasami trudno utrzymać emocje na wodzy. Nie oznacza to, że mamy zupełnie odstąpić od kary (choć może w niektórych przypadkach również takie postępowanie będzie uzasadnione). W wychowaniu trudno o sytuacje idealne, w których każdy postąpiłby w taki sam sposób. Ciągle się o tym na nowo przekonuję. Najważniejsze są jednak stałe, solidne fundamenty. Całą resztą zaopiekuje się Pan Bóg, jeśli zaprosimy Go do współpracy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.