Żyd i człowiek

Więź Więź
7/2011

Niedawno opowiadałem w jednym z wywiadów, że w warunkach wojennych przy akcji pomocy Żydom i przy druku tajnej prasy bardziej bałem się Polaków niż Niemców. Wywołałem oburzenie, ale tak było!

Nosowski

Obecnie spór toczy się chyba o to, jakie zachowania były społecznie akceptowaną normą, a jakie marginesem.

Bartoszewski

Zależy, w jakim środowisku kto się obracał. Janek Gross urodził się po wojnie, ale zapewne doskonale zna opowieści swojej matki, której pierwszy mąż, adwokat Stanisław Wertheim, został w 1943 roku aresztowany i zamordowany w wyniku denuncjacji przez polskiego sąsiada. To musi być wielkie obciążenie psychiczne, podobnie jak doświadczenie antysemityzmu w roku 1968, gdy był młodym studentem. Ale ja nie chcę psychologizować, mnie interesują fakty i dokumenty. Mam wielki szacunek do badań Barbary Engelking czy Jolanty Żyndul, które piszą o różnych wydarzeniach społecznych, o zbiorowych obsesjach akcji antyżydowskich. Fakty miały miejsce, ale jak zweryfikować uczucia?

Mnie się na przykład wydaje, że część wydarzeń, łącznie z karuzelą przy murze getta, była raczej wynikiem znieczulicy i zwykłej bezmyślności niż nienawiści do Żydów. A gdy słyszę, że pod gettem w Warszawie gromadził się tłum gapiów, który solidaryzował się nie z nieszczęśliwymi, a raczej z katami – to zastanawiam się, na czym opiera się taka opinia. Ja też byłem tym gapiem, i to codziennie byłem pod gettem. I Adolf Berman, sekretarz „Żegoty”, był codziennie. I inne osoby z naszej organizacji: także nasza sekretarka Bogna Domańska (mieszkała przy ul. Mławskiej) czy łączniczki. Nasz lokal mieścił się na zapleczu ulicy Bonifraterskiej, w odległości kilkudziesięciu metrów od muru. Kręciliśmy się tam wszyscy z zupełnie innych powodów niż solidaryzowanie się z katami. Na jakiej podstawie, w oparciu o jakie metody badacze mogą dzisiaj wyrokować o ówczesnych motywacjach i uczuciach?

Nosowski

Wiadomo, że postawą dominującą arytmetycznie była bierność. Tylko jak interpretować bierność? Czy to milcząca solidarność z ofiarami, czy może milcząca radość, że dobrze im tak?

Bartoszewski

Czy to w ogóle była jakaś solidarność? Najważniejszymi uczuciami były lęk i groza. A jak interpretować bierność? Na ile była stymulowana przez złą wolę? Na ile kształtowała świadomość tajna prasa, która pisała, że po Żydach przyjdzie kolej na nas? Na te pytania nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi.

Nosowski

A na ile dostrzegano wówczas podobieństwo losu Żydów i Polaków – że jedni i drudzy są ofiarami Niemców – na ile zaś różnice: że Żydzi są bardziej ofiarami, bo Żyd jest skazany na śmierć, a Polak „tylko” zagrożony śmiercią? Czy i kiedy pojawiła się taka świadomość?

Bartoszewski

Najpierw musiała w tym celu zaistnieć świadomość, że Żydzi są nieuchronnie skazani na śmierć. Ona pojawiła się dość szybko w wysoko kwalifikowanych instancjach polskiego podziemia po działaniach, wskutek których kilkaset tysięcy ludzi, blisko milion osób – Żydzi od Bałtyku do Morza Czarnego oraz elita inteligencji polskiej – zginęło w egzekucjach w ramach ludobójczych działań tzw. Einsatzgruppen w ostatnich miesiącach 1941 roku. Potem były pierwsze transporty do takich miejsc jak Treblinka, Chełmno, Sobibór, Bełżec czy Auschwitz. Stopniowo stało się jasne, w jakim celu są tam wożeni ludzie, choć przecież Niemcy stosowali liczne taktyki unikowe, np. dawali więźniom w wagonach chleb i marmoladę na drogę, aby ci myśleli: „Gdyby chcieli nas zabijać, to po co nam dają chleb z marmoladą?”. Pisze o tym m.in. Marek Edelman. Oczywiście chodziło o to, aby panował spokój.

To są szalenie skomplikowane kwestie moralne. Bo nawet świadomość, że Żydzi zostali przez Niemców skazani na śmierć, mogła rodzić (i rodziła) skrajnie odmienne reakcje. Dla jednych była bodźcem do nadludzkich wysiłków, żeby uratować każde, nawet jedno życie; a innym dawała przyzwolenie na działania haniebne – bo oni i tak zginą, więc po co im te rzeczy, po co im to złoto, po co im kosztowności? Świetnie to opisuje Barbara Engelking. Ktoś potrafił przechowywać Żyda i mówić mu: „Ale daj mi te rzeczy, bo one i tak tobie nie są potrzebne”…

Tyle że ja znowu nie byłbym skłonny zbyt łatwo uznawać takich faktów za przejaw antysemityzmu. Wszak znamy, niestety, z polskiej historii i literatury bolesne zjawisko ograbiania trupów na pobojowiskach, ściągania butów także „naszym żołnierzom”. No bo po co mu buty, skoro on nie żyje?

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...