Gdy ludzie nie będą w Kościele słyszeć o cielesności, która może być znakiem jedności z Bogiem i współmałżonkiem, nigdy nie nabiorą szacunku do swojego ciała i ciała drugiego człowieka. A tego dobrego przekazu nie słyszeli i nie słyszą! W drodze, 6/2008
Zawsze cytuję ten fragment nauczania Magisterium, tłumacząc istotę obecności Boga w życiu małżonków. Bardzo wielu małżonków, i to nawet tych zaangażowanych w ruchach katolickich – a co dopiero tych poza nimi – nie myśli w taki sposób. Ich intuicje odnośnie do obecności Boga są po części słuszne, ale zakorzenione w takich schematach myślenia, które utrudniają zrozumienie, na czym polega realizacja sakramentu małżeństwa. Gdy zrozumie się, że poprzez budowanie więzi realizuje się sakrament małżeństwa, to staje się oczywiste, że dzieje się to także poprzez współżycie seksualne, czyli także i w tym czasie małżonkowie mogą spotkać się z Bogiem.
Kościół, ukazując powołanie małżonków do przeżywania aktu seksualnego jako spotkania z Bogiem, w wyjątkowy sposób podnosi jego godność. Ludzki akt miłości staje się święty obecnością Boga. To sakramentalne spotkanie z Jezusem Chrystusem wynosi małżonków ku niebu: uszlachetnia, oczyszcza, uświęca miłość ludzką. To uznanie małżeństwa jako sakramentu umożliwia takie myślenie. Kościół ukazuje się jako znak sprzeciwu, bo świat idzie w dokładnie odwrotnym kierunku – pokazuje małą wartość małżeństwa, a nawet traktuje je jako zło.
Duszpasterstwo Kościoła nie uczy małżonków korzystania z łaski sakramentu małżeństwa. Większość z nich nie umie odpowiedzieć na pytanie, jak w praktyce on się realizuje. Kiedy głosimy Ewangelię, musimy uwzględniać ten brak świadomości, bo w przeciwnym razie ludzie błędnie odbiorą intencje Kościoła. Wielu ma bardzo silnie zakorzeniony negatywny przekaz dotyczący seksualności. Większość nie wyniosła ze swoich rodzin żadnych informacji na temat tej sfery życia, wielu dowiadywało się o niej w formie zwulgaryzowanej i prymitywnej. W tej sytuacji nie możemy posługiwać się kategoriami zakazów, zła, grzechu, ponieważ wówczas, zamiast przyjąć prawdę o ludzkiej grzeszności, spora część ludzi usłyszy jedynie potwierdzenie informacji przekazywanych sobie kiedyś w szkolnej ubikacji i na podwórku oraz ugruntuje się w przekonaniu, że seksualność jest objawem zwierzęcej, gorszej, niegodnej człowieka natury.
Wiem z rozmów z małżonkami, dla których co weekend prowadzę rekolekcje, że w Polsce jest bardzo dużo ludzi, którzy doświadczają destrukcyjnego poczucia winy w sferze seksualnej, dostrzegają grzechy tam, gdzie ich nie ma, nie akceptują swojej cielesności, seksualności i płodności. Na takim gruncie przekonywanie ich o grzechu bez pokazania Bożej miłości objawiającej się w ciele człowieka i jego seksualności owocuje często silnymi konfliktami psychicznymi. Jest raczej niszczeniem psychicznym ludzi z troski o ich zbawienie niż wyzwalaniem z mocy grzechu. Ten pseudokatolicki realizm życia nie pozwala Kościołowi cieszyć się i radować zwycięstwem Chrystusa, nawet wtedy, gdy jest ono ciągle jeszcze niedokończone w naszym życiu. Nie pozwala mówić o sakramentalności małżeństwa, integralności tego powołania obejmującego całego człowieka w jego męskości i kobiecości. Nie pozwala nawet zachwycić się Pieśnią nad pieśniami, która wydaje się zbyt idealistyczna, nie opisuje bowiem miłości grzesznej, ale miłość już zbawioną przez Boga. Co najgorsze, w ten sposób “czyści” w swojej “wierze” katolicy pod pozorem głębokiego zrozumienia nauki Kościoła uderzają w najbardziej newralgiczny punkt realizacji sakramentu małżeństwa, którym jest życie seksualne małżonków. Obrona ortodoksji katolickiej przed zgubnym wpływem świata nie polega na deprecjonowaniu pożycia seksualnego małżonków. Błędna pedagogika jest niedźwiedzią przysługą oddaną Kościołowi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.