Wiatr przewracający karty Pisma Świętego na papieskiej trumnie, białe marsze z tysiącami młodych ludzi, morze palących się świec, wzruszenie dławiące gardło, wspólna Barka... Spróbujmy uzupełnić ten subiektywny zapis danymi, które zbierali w tamtych dniach i tuż po nich socjolodzy. Teologia polityczna, 3/2005-2006
To prawda: wielu ludzi dowiadywało się o inicjatywach organizowanych w ich miastach nie tylko przez Internet i telefony komórkowe. Bez wątpienia dużą rolę odegrały także telewizja i lokalne radiostacje. Czy oznacza to jednak, że ówczesne zdarzenia były „medialną kreacją”? Nie negując roli odgrywanej wówczas przez prawie wszystkie Środki masowego przekazu, zwłaszcza najszybsze z nich media elektroniczne, mam wrażenie, że polegała ona wówczas nie na kreowaniu rzeczywistości (a więc jej tworzeniu). To było po prostu „mediowanie”: szybkie przekazywanie informacji, w tym, rzecz jasna, także ludzkich emocji i inicjatyw. Pośrednictwo „wirtualu” przyśpieszyło (i wzmocniło) proces dyfuzji wartości powstałych poza mediami, w „realu” ludzkich wartości, ułatwiając ich naśladownictwo, a więc – upowszechnianie.
Przypomnę: pierwsza rekcja większości dziennikarzy z większości redakcji i stacji była ostrożna, raczej chłodna. Dopiero później reporterzy relacjonujący zdarzenia zaczynali identyfikować się z uczestnikami relacjonowanych zdarzeń. Zmieniali język, zastępując neutralne „papież” pełnym emocji i wiary „Ojciec Święty”. Stawali się ambasadorami nadzwyczajnych społeczności czasu wyjątkowego. I redakcje – obserwując wskaźniki oglądalności tych relacji – dostosowywały formę następnych relacji do „zasysanego z ulic” realnego klimatu. Stąd przechodzenie – w końcowych dniach żałoby – komercyjnych i publicznych stacji telewizyjnych do formuły moderowanych rozmów z widzami prowadzonych przez dziennikarzy (znanej dotąd jako specjalność religijnych rozgłośni radiowych). One odpowiadały po prostu duchowi tamtego szczególnego czasu.
Pytanie o pokolenie
Czy masowa aktywność młodych, także w strefie publicznej, oznacza, że przed rokiem objawiło się nam Pokolenie JP2? A może rację mają ci, którzy mówią, że „nie ma czegoś takiego”. W jakimś sensie jest to spór o słowa. O to, jak zdefiniujemy pojęcie pokolenie. Na ile zwiążemy je ze sposobem formowania się tożsamości nowej generacji.
Jeśli będziemy mówić o ludziach, których łączą wspólne, młodzieńcze przeżycia związane z osobą i przesłaniem Jana Pawła II, to trzeba wskazać w Polsce nie jedno, a co najmniej cztery Pokolenia JP2. To ludzie przed pięćdziesiątką, dorastający wtedy, gdy Karol Wojtyła został papieżem. To czterdziestolatkowie i trzydziestolatkowie, którzy kształtowali swój Świat wartości w czasie pontyfikatu Jana Pawła II, odnosząc się do papieskiego przesłania, zwłaszcza w czasie jego polskich pielgrzymek. Dla nastolatków takim ważnym przeżyciem stało się umieranie Ojca Świętego. Mamy zatem w Polsce kilka pokoleń z tożsamością silnie związaną z postacią i przesłaniem Papieża. To – w sensie kulturowym – kolejne Pokolenia JP2, o różnych nazwach związanych z odmiennym, formującym je doświadczeniem politycznym (pierwszą Solidarnością, ustrojową transformacją...).