Narodziny zawsze kojarzą się ze zmaganiem, bólem i krzykiem. Nie dokonuje się ono na zasadzie przemiany z poczwarki w motyla, ale w tym czasie mogą zdarzać się przedziwne sytuacje, w których popełniając różne błędy, młody człowiek szuka swojej tożsamości. Głos ojca Pio, 55/2009
Pamiętam, jak na Przystanku Woodstock spotkałem siedemnastolatkę, która czuła się odepchnięta przez matkę, bo ta przede wszystkim zajmowała się swoim najmłodszym dzieckiem. Dziewczyna była w towarzystwie długowłosych facetów z tatuażami, ubranych w skóry i wyglądała przy nich wręcz kuriozalnie. Spytałem ją: – Co ty tutaj robisz? Odpowiedziała na to: – Jestem tutaj i czuję się dobrze, bo oni mnie akceptują...
Destrukcyjne środowiska najczęściej przyciągają właśnie ludzi szukających akceptacji. Młody człowiek wchodzi w nie, bo czuje, że tam może być sobą. Ubierze skórę, podarte spodnie, glany. Nauczyciele w szkole nie dają mu takiego poczucia. W domu, kiedy ciągle jest krytykowany za włosy postawione na cukrze, jeszcze bardziej czuje się wyobcowany. W takiej sytuacji naturalna potrzeba bycia w grupie rówieśniczej sprzęga się z poczuciem braku akceptacji w domu i w szkole. Wtedy, nawet gdyby gołym okiem było widać, że dane środowisko niesie ze sobą destrukcję, młody człowiek i tak tam pójdzie.
Różnica między dobrą grupą a bandą polega na tym, że pierwsza prowadzi do rozwoju, a w drugiej za cenę akceptacji prędzej czy później trzeba będzie podporządkować się ludziom, którzy w taki czy inny sposób mogą chcieć człowieka wykorzystać. Taki mechanizm działa np. w przypadku sekty.
To prawda. Sądzę jednak, że w naszych realiach częściej niż na sekty natkniemy się na grupę chłopaków z ławki przed blokiem albo koleżanek, które spędzają dni na wagarach czy piją piwo w supermarkecie. Kiedy w Krakowie otwarto Galerię Krakowską (duże centrum handlowe), okazało się, że mnóstwo nastolatków „urywało się” ze szkoły i właśnie tam spędzało czas – mogli usiąść, wypić kawę, obejrzeć wystawy.
Sekty też od czasu do czasu przeprowadzają werbunek, ale one najczęściej działają w dużych skupiskach ludzkich. W przysłowiowym Pcimiu czy Wąchocku niełatwo spotkać sekciarzy, chyba że ktoś stamtąd pojedzie na Woodstock.
Pamiętam dziewczynę, która była związana ze środowiskiem oazowym, nie piła alkoholu, nie paliła papierosów, nie chodziła na dyskoteki. W nowej szkole z powodu swojej postawy tak bardzo jej nie akceptowano, że koleżanki były gotowe spłukać jej głowę w ubikacji.
Dopiero kiedy przełamała się i zaczęła żyć jak jej rówieśnice, mogła stać się ich koleżanką. Inna z moich uczennic napisała do mnie: „Proszę Ojca, co mam robić, bo moje koleżanki chcą po raz pierwszy kupić sobie „trawę”: mam z nimi iść czy nie?”. Odpisałem: „Oczywiście, że nie”. „Ale jeśli tego nie zrobię, będę skazana na brak akceptacji z ich strony i na samotność...”
Młody człowiek postrzega świat w sposób specyficzny. Kiedy jest w klasie, ta rzeczywistość staje się dla niego niejako zamkniętym światem. Nie widzi tego, że niebawem pójdzie na studia i tam będzie miał zupełnie nowe środowisko. Dla niego tu i teraz jest najważniejsze.
Jak pomóc ludziom z takimi dylematami?
To dziś nie jest łatwe. Ale też istnieją różne grupy wsparcia. Wspólnota, którą stworzyłem w Krakowie z młodymi ludźmi, nazywa się „Alternatywni” i funkcjonuje w takim kluczu: Zawsze jest alternatywa! Nie musisz brać narkotyków razem z rówieśnikami! Przyjdź do nas, tu nikt ci tego nie zaproponuje! Zawsze możesz pójść inną drogą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.