Medytacja jest jak powrót do domu po długiej podróży. Tygodnik Powszechny, 1 lipca 2007
MACIEJ MÜLLER: – Mówi Ojciec, że medytacja jest jak powrót do domu po długiej podróży. Co to znaczy?
O. LAURENCE FREEMAN: – Niektórzy ludzie opuszczają drogę chrześcijaństwa, by szukać głębszych doświadczeń duchowych np. na Wschodzie. Ale w pewnym momencie odkrywają, że w tradycji Kościoła również znajduje się modlitwa medytacyjna. To umożliwia im praktykowanie życia kontemplacyjnego w ich własnej tradycji.
Jest też głębszy sens tej przenośni. W medytacji pracujesz nad powrotem do samego siebie, do człowieczeństwa głębszego i bliższego prawdy. Nie chodzi tylko o jakiś zasób wiedzy psychologicznej o sobie. W tradycji pustyni, z której się uczymy, znajomość samego siebie jest podstawą poznania Boga. Chodzi o poziom świadomości, na którym poznajemy siebie tak, jak zna nas Bóg. Możemy wtedy samych siebie pokochać.
To również powrót do prawdziwego świata – nie tego, który zniekształca nasze ego. A także powrót do domu Boga. Powrót marnotrawnego syna. Dom to miejsce, w którym ktoś nas kocha.
– Wielu ludzi obawia się jednak, że medytacja nie jest tradycją chrześcijańską, ale że przybyła ze Wschodu.
– Bardzo smuci mnie, kiedy katolicy mówią, że medytacja nie należy do chrześcijańskiej tradycji. Ale powód jest prosty – nikt nie wprowadził ich w tę modlitwę na poziomie parafii. Dlatego myślą, że to import z buddyzmu czy hinduizmu.
– Ale czy to nie dziwne, że podobne formy modlitwy występują w religiach, które różni wszystko?
– Dziwne by było w przeciwnym przypadku – znaczyłoby przecież, że nie jesteśmy jedną ludzką rodziną i nie mamy wspólnego Stwórcy. Aby zaspokoić nasz ludzki potencjał, musimy pójść dalej, niż sięgają zmysły, słowa, idee i obrazy: musimy sięgnąć serca. To jest mądrość uniwersalna. To jak z jedzeniem, piciem i oddychaniem: w każdej kulturze człowieczeństwo opiera się na tej samej podstawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.