Autor profesjonalista, który powinien pisać regularnie i bez większego znużenia, rezygnuje często szybciej niż pisarz z poczuciem posłannictwa. Pisarz spełniający misję chce do ostatniego tchu jeszcze coś mówić. Znak, 06/2007
Wat podejmuje rozmowę z Miłoszem, bo czuje ciężar obowiązku, musi dać świadectwo życia w więzieniach ZSRR i opowiedzieć o totalitaryzmie. Odwróćmy tę sytuację: czy w takim razie można traktować milczenie jako efekt zrzucenia odpowiedzialności? Tak o swoim wycofaniu z literatury mówi Konwicki. W filmie dokumentalnym Titkowa wyznaje, że cała jego twórczość wypływa z pragnienia odpokutowania własnych win. Ponieważ uwierzył w system komunistyczny i budował go w latach 50., później aż do upadku peerelu czuł się odpowiedzialny za sytuację w kraju. Rok 1989 był dla niego przełomowy w tym sensie, że uwolnił go od kompleksu współudziału i od poczucia winy.
Konwicki jest bardzo charakterystycznym przykładem pisarza niesłychanie mocno związanego ze swoim pokoleniem – w tym sensie, że to pokolenie czynił bohaterem swoich powieści. Z tej generacji rekrutowali się też czytelnicy jego książek – ci czytelnicy idealni, będący w stanie zrozumieć, o co pisarzowi chodzi, empatyzujący z nim.
Skoro Konwickiemu tylko jego pokolenie mogło zaoferować empatię, to czy milczenie tego prozaika nie wynika po części z wymierania owej generacji? Zgodnie z taką optyką stawałby się on osieroconym autorem, twórcą bez odbiorców.
Oczywiście. Zwłaszcza że Konwicki był w bardzo złych stosunkach z pokoleniem, które przyszło po nim, mimo że ci ludzie zasłużyli się w walce o wolność również w sferze języka. Konwicki jakby nie zauważał tego, co robili bojownicy z 1976 czy 1980 roku. W Małej apokalipsie i Rzece podziemnej, podziemnych ptakach pojawiają się figury młodych ludzi: miałkich, nieważnych, nijakich. Brakuje im tragiczności istnienia. Prawdziwy dramat Konwicki widzi tylko w losach swego pokolenia, które przeżyło wojnę, fazę budowania komunizmu, borykało się z odrzuceniem stalinizmu. W tych czasach, według Konwickiego, hasały diabły warte opisania, natomiast kolejna generacja nie ma właściwie o czym opowiadać. Była, by tak rzec, od dzieciństwa „chowana pod szafą” i przez to skazana na małość, na duchową mizerię. Ten konflikt międzypokoleniowy ujawniał się w tekstach literackich, stawał się barierą, która powodowała odcięcie twórcy od odbiorcy. Opisał to kiedyś Włodzimierz Bolecki w wydanej pod pseudonimem Jerzy Malewski książce Widziałem wolność w Warszawie. I tak w jego osobie młodsze pokolenie odgryzło się Konwickiemu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.