Przy ołtarzu mam być prezbiterem celebrującym Mszę, a nie Tomaszem Kwietniem. Moją osobowość zachowam sobie na kazanie. Moim zadaniem jest celebrowanie powściągliwie i zgodnie z rytuałem, wprowadzanie ludzi w misterium Chrystusa, a nie kombinowanie i pokazywanie wszystkim, jakim świetnym jestem facetem. List, 1/2009
Poza tym to nie prawda, że w Kościele istnieją tylko dwie formy rytualne. Istnieje ich nieskończenie wiele. Czasem posoborowa Msza św. jest odprawiana w taki sposób, że trudno rozpoznać, czy to ta sama Eucharystia. Uczestnicząc przed kilkoma laty w kapitule generalnej naszego zakonu, w Providence w USA, miałem wrażenie, że w ciągu miesiąca trwania kapituły, Msza odprawiana jest codziennie w innym rycie, mimo że z tego samego mszału.
To, co moi bracia z różnych krańców ziemi uczynili z liturgią, z całą pewnością nie było tym samym rytuałem, do którego byłem przyzwyczajony w Polsce. Dlatego mówienie, że przywrócenie Mszy trydenckiej doprowadzi do jakiegoś zamieszania, jest według mnie nieusprawiedliwione. Argument, że papież swoją decyzją rozbija liturgiczną jedność Kościoła, jest nie tyle nieprawdziwy, co używany w złej wierze, ponieważ jedności liturgicznej nie mamy od czterdziestu lat.
Wielu ludzi boi się jednak, że przywracając starą liturgię, Kościół wraca do czasów sprzed soboru, odrzuca jego reformy. Skojarzenie jest jednoznaczne: jaka liturgia, taki sobór, taki Kościół.
Tyle że w wielu wymiarach nasz Kościół wciąż jest przedsoborowy. Chciałbym zobaczyć księdza, który odprawi Mszę trydencką i powie współczesne językowo i treściowo kazanie. Łatwiej spotkać księdza, który odprawi Mszę watykańską, a wygłosi kazanie „przedsoborowe". Prościej zmienić rytuał niż mentalność.
Mamy więc posoborową Mszę i przedsoborowe, dydaktyzujące katechezy typu „abyśmy". I co z tego, że ksiądz odprawia twarzą do ludzi i nie stoi już na wysokiej kazalnicy. W zborze luterańskim pastor przewodniczy eucharystii stojąc „tyłem do ludzi", kazanie mówi ze starej, wysokiej na kilka metrów ambony, jakich już my nie używamy, ale nie słyszałem jeszcze, by odnosił się do słuchaczy z ironią, bez szacunku i ciepła.
Faktem jest jednak, że w przypadku Mszy trydenckiej mamy do czynienia z czymś, co za czasów komuny nazywano sprzedażą wiązaną. Jeżeli chciałeś kupić pralkę, to musiałeś kupić też sznurek do snopowiązałki, czy ci się to podoba, czy nie. Zwolennicy tej czy drugiej opcji oprócz formy rytualnej próbują dziś niestety przemycić coś więcej.
To mnie bardzo martwi, bo nie widzę żadnego powodu, dla którego zwolennicy Mszy trydenckiej muszą od razu głosować na określoną partię polityczną. Uważam, że można owocnie uczestniczyć w rytuale trydenckim i myśleć wielopłaszczyznowo, różnić się diametralnie w politycznych wyborach. Można też uczestniczyć przez całe życie we Mszy watykańskiej, nawet bardzo „nowocześnie" odprawianej, i nie być religijnym relatywistą. Oczywiście w obu przypadkach można też mieć klapki na oczach i przez całe życie pozostawać zakutym łbem. Sam rytuał tego nie zmieni.
A może ludzie zagłosują nogami w taki sposób, że nie pójdą ani tu, ani tu...
Jeżeli zagłosują w taki sposób, to nie dlatego że nie podoba im się jeden czy drugi rytuał. Jeżeli pójdą gdzie indziej, będzie to oznaczać, że ani w jednym, ani w drugim miejscu nikt im dobrze nie opowiedział o Bogu. Nie znam chyba nikogo, kto by odszedł z Kościoła z powodu rytu. Przestaje się praktykować z innych powodów.
Najczęściej dlatego, że jest się rozczarowanym odpowiedziami, które się otrzymuje. Odpowiedzi Kościół nie daje tylko przez liturgię, daje je przez katechezę, przez świadectwo wiary jego członków. Parafrazując Tischnera: wyobrażam sobie ludzi odchodzących z Kościoła nie z powodu rytuału, I ale z powodu rozmowy z księdzem proboszczem.
*****
o. Tomasz Kwiecień, dominikanin, liturgista. Studiował liturgię na Papieskim Instytucie Liturgicznym Anselmianum w Rzymie
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.