Jestem człowiekiem samotnym, więc skończyć to życie też muszę samotnie. Nie mam na tym punkcie obsesji. Wyobrażam sobie, że po śmierci w dalszym ciągu coś „się dzieje”. Mogą być przecież inne rzeczywistości, o których nie wiemy. Ale prawo do twórczości z pewnością trwa.
Tomasz Ponikło: Pańskie życie miało potoczyć się inaczej...
Wiesław Chrzanowski: Przed wojną chciałem być aktorem, biegałem od teatru do teatru, bo dla młodzieży były specjalne tanie przedstawienia. Życie publiczne nie zaprzątało mi głowy. Ale wojna zdeterminowała ciąg dalszy. Czas konspiracji, tajnych studiów, wreszcie Powstanie, i dyskusje na salonach u Joanny Munkowej czy Wandy Falkowskiej, gdzie gromadzili się ludzie od bliskiego mi Janka Strzeleckiego, socjalisty ze Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, przez partyjnych, aż po mnie, postrzeganego jako reprezentant skrajnej prawicy. Szczególnie w jałowych latach 60. i 70. to była namiastka innego życia. Skoro na takich salonach jest przyjmowany – zarzucano mi później, a zresztą i do dziś – to Chrzanowski z pewnością jest masonem...
Pan się z tego śmieje?
Mam fałszywki, które robiono w latach 80. w MSW, wpuszczano je w drugi obieg, w jednej jest powiedziane, że najwybitniejszymi masonami są Jan Olszewski i Wiesław Chrzanowski. Dlaczego? Bo z ramienia Loży Francuskiej kontrolują KOR, a trzeba wziąć pod uwagę, że wszyscy ludzie w KOR – pisano – są wiadomego pochodzenia, oni zaś rzekomo są aryjczykami, ale może zresztą jesteśmy niedoinformowani. Na pamiątkę zachowałem też „wyrok śmierci” napisany przez półanalfabetę: ja, Żyd, włamałem się do Solidarności, więc jeśli do maja ’81 nie wyjadę do Izraela, wyrok zostanie wykonany. To robiło wrażenie.
Jak Pan traktuje takie groźby?
Muszę powiedzieć o sprawie zasadniczej. Decyzja, która zapadła na początku wojny – że będę studiować prawo – była decyzją związaną ze współczesną mi sytuacją. Później została spotęgowana śmiercią mojego młodszego brata, którego rozstrzelano. Śmiercią kilku moich przyjaciół, też rozstrzelanych. Kolegów z oddziału podczas Powstania – a przeciwnikami Powstania byliśmy na długo przed jego wybuchem – z których przeżył tylko jeden. Losem Tadeusza Łabędzkiego, naszego ideowego przywódcy, aresztowanego w 1945, w kilka dni później zamordowanego w czasie śledztwa przy Alejach Ujazdowskich. Ponieważ był obywatelem USA, upomniał się o niego Marshall, więc oszukiwano nas, że Łabędzki zbiegł. Tymczasem w nocy cywilnymi „cytrynkami” chciano wywieźć jego ciało, ale zabrakło paliwa i trup przeleżał kolejny dzień na korytarzu. Potem w ’46 koledzy aresztowani, niektórzy z wyrokami, inni skazani na śmierć...
Mówię o nawarstwieniach – człowiek doświadcza tego i rysuje się w nim przekonanie, że ma pewne zadanie do spełnienia. Bo człowiek, jak mawiał Karl Jaspers, jest nie tylko faktem, ale i zadaniem do spełnienia. Zadaniem, o którym mówi przypowieść o talentach, ale też zadaniem zależnym od okoliczności, w jakich człowiek przyszedł na świat. W tym sensie, jest on zdeterminowany, ma tylko częściowy wybór. Wolnej woli ma na tyle, na ile ją podejmie.
I jakoś to zadanie wkoło niego chodzi. Czy potrafi swoje zadanie sformułować, realizować?
Poświęcił Pan duży kawałek życia prawu, w imię którego Pana zamykano, na którego imię powoływano się, mordując bliskich Panu ludzi.
To, że stałem się prawnikiem praktykiem, nauczycielem akademickim, profesorem – to już jest rodzaj abdykacji. Bardzo dobrze wiem, że nie to jest głównym zadaniem, jakie ostatecznie przed sobą widziałem. Co więcej: po dziedzinie, którą się zająłem – spółdzielcze prawo mieszkaniowe – nie ma dziś śladu. W 1960 zdałem egzamin adwokacki, rada adwokacka mnie wyróżniła, uszyli mi za darmo togę. A ja nigdy w niej nie wystąpiłem, bo przez 21 lat minister wetował wpisanie mnie na listę dopuszczonych do wykonywania zawodu jako zagrażającego ludowemu wymiarowi sprawiedliwości. Potem, w ’81, nie podjąłem już działalności, życie toczyło się wtedy innymi torami.
Moim zadaniem było podtrzymywanie pewnego dyskursu na tematy publiczne, szukanie ludzi, którzy by się tym interesowali. Stąd kluby dyskusyjne, jak Start, Krzywe Koło, spotkania w mieszkaniach, w duszpasterstwach akademickich... Stąd Zespół Informacyjny przy Prymasie, Solidarność. Później patronuję Ruchowi Młodej Polski, który tworzyli m.in. Olek Hall, Adam Rybicki, Marek Jurek, o. Ludwik Wiśniewski. Piszę pod pseudonimami, w drugim obiegu, dla emigracji. Rodzi się zarys ZChN, ale środowisko zaczyna pękać, jest rozłam...
Były i osiągnięcia. Przede wszystkim to ustawa o ochronie życia dzieci poczętych – styczeń 1993 r., powrót religii do szkoły, prace nad konkordatem.
Jak Pan w tej sytuacji ocenia wypełnianie swojego zadania?
Życie na tym polega, że nigdy nie zdobywamy pełni. Ale każdy nasz krok zostawia ślad. O zrealizowaniu zadania nie mogę mówić, bo do tego nie doszło. Ale o tym, żebym zwątpił w jego sens – nigdy. W dalszym ciągu jestem przekonany, że musimy działać na rzecz rozwoju ruchów politycznych, że problemy są te same, ale odpowiedzi różne. I te odpowiedzi też zmienią się w czasie. Pozostaje zadanie, cel, kierunek, ale trzeba do nich dążyć na miarę współczesności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.