Symbolem tej refleksji może być świeżo ścięte drzewo. Monumentalny pień leży obok wystającego z ziemi kikuta. Przerwana jedność – radykalizm śmierci. Sędziwy organizm nagle skazany na niebyt, właściwie już martwy, choć uparte tkanki wytrwale starają się zatrzymać życie i nadal rosnąć…
Symbolem tej refleksji może być świeżo ścięte drzewo. Monumentalny pień leży obok wystającego z ziemi kikuta. Przerwana jedność – radykalizm śmierci. Sędziwy organizm nagle skazany na niebyt, właściwie już martwy, choć uparte tkanki wytrwale starają się zatrzymać życie i nadal rosnąć…
Albo inny obraz, związany z moimi doświadczeniami z czasów, gdy uprawiając nauki przyrodnicze, spędzałem długie godziny w laboratorium. Prowadziliśmy wtedy eksperymenty na królikach, najzwyczajniej wydłubując im oczy (na szczęście nie żywym!) i pobierając tylko siatkówkę do badań izotopowych. Wszystko to działo się tak szybko: przerwany silnym ciosem nożyc rdzeń kręgowy śmiertelnie przerażonego zwierzęcia, krew, pobieranie tkanki. Oczywiście, „dla dobra ludzkości”. Króliki wyrywały się, czując, co je czeka. Jeden z nich, piękny i silny, o śnieżnobiałej sierści, uciekł i schował się pod laboratoryjnym stołem. Nie widział tego szef badań. Zaś dla nas – ekipy młodych asystentów – heroiczny zwierzak z obiektu doświadczeń stał się bohaterem dnia, i został „ułaskawiony”. W tajemnicy przed profesorem wynieśliśmy ocaleńca z instytutu w kartonowym pudełku i hodowaliśmy. Jak miło się go głaskało, żywego i ciepłego, choć pozostał nieufny i najchętniej czmychał pod meble.
Skoro mamy już roślinę i zwierzę, to trzeba przywołać także kamień – znak tego, co w naturze nieożywione. Wyobraźmy sobie zatem kamieniołom, a w nim skałę – rozsadzaną, rozszarpywaną chciwymi zębami koparek, zgwałconą, w końcu porzuconą…
Autor czy niszczyciel?
Za każdym z tych dramatycznych wydarzeń stoi ich autor – człowiek, który „żywemu nie przepuści”. Toporem i nożycami, dynamitem i metalem przekształca, eksploatuje, bierze jak swoje. Czy mu wolno? Owszem, wszak ma „czynić sobie ziemię poddaną”. Jest PANEM natury, nieprawdaż? Doskonale ją przenika i umiejętnie wykorzystuje. Jako technolog – uzbrojony w swą sztukę (techne) – miażdży, gniecie, miele i podporządkowuje. Powoli, lecz systematycznie zmienia świat przyrody na swoją modłę. Wycina odwieczne bory, reguluje rwące rzeki. Potrafi nawet zaorać nietknięte wcześniej lemieszem pługa bezkresne stepy, jak w przypadku słynnej „celiny” w ZSRR. Nie istnieje już ZSRR, a legenda „celiny” trwa. Oto głodny naród potrzebuje jeść, a tu marnują się wielkie przestrzenie euroazjatyckich stepów, gdzieś za Uralem. Ruszają tam zatem gromady młodych oraczy. I z entuzjazmem przeistaczają naturalny step w orne pole. Sieją pszenicę. Zbiory okazują się dorodne nad podziw – wszak ta ziemia jeszcze nigdy nie rodziła. Gromady oraczy się powiększają, podobnie jak hektary nowych pól. A po kilku zaledwie latach – katastrofa. Naruszona równowaga ekologiczna skutkuje zasoleniem i wyjałowieniem gleby. Silne wiatry stepowe wywiewają z niej żyzne cząstki i żyjący niegdyś step zamienia się w zdewastowaną, jałową pustynię. Zmarnowany step, zmarnowana młodość dzielnych oraczy. Wraca widmo głodu…
Ta historia wydaje się wielce pouczająca, ale trzeba pamiętać, że takich „celin” było i jest mnóstwo. W momencie, gdy piszę te słowa, wyrąbuje się las w Amazonii czy na Borneo. Na papier – może nawet ten, na którym drukować się będzie nasze pismo. W samej Amazonii wyrąb obejmuje rocznie obszar wielkości Polski. Zresztą, i w naszym kraju na pewno się takie rzeczy działy, skoro mamy tylko ok. 25% lasów i jedyny ocalały skrawek lasu naturalnego – sławną Puszczę Białowieską. A więc może to konieczność, bo przecież jesteśmy PANAMI natury? Może inaczej się nie da i świat musi powoli stawać się sztucznym ciałem, plastikową wydmuszką?
Czciciele Ciconia ciconia
W tejże Puszczy Białowieskiej jednak doświadczyłem kiedyś czegoś, co zdawało się przeczyć powyższej tezie. Stałem przed hotelem na skraju lasu z grupą francuskich studentów. Przyjechaliśmy z głębi puszczy terenówką strażnika granicznego, który „aresztował” przestraszonych Francuzów, a w rzeczywistości uratował ich przed pobłądzeniem w strefie dawnej „zony” – granicy Kraju Rad. Gdyby ją nieświadomie przekroczyli, to tłumaczyliby się ze dwa tygodnie, uwięzieni w jakimś areszcie o chlebie i wodzie. Wiedząc to, funkcjonariusz zgarnął miłośników przyrody i odstawił z moją pomocą w bezpieczne miejsce (posłużyłem jako przypadkowy tłumacz). Gdy tak staliśmy, przyleciał bocian. Nawet nie czarny, Ciconia nigra, ale zwykły, biały, ten „od dzieci”. I spokojnie żerował na trawniku. We Francuzów jakby diabeł wstąpił. Wyciągnęli swoje ogromniaste aparaty i dalejże go fotografować ze wszystkich stron. A żeby fotografie wyszły lepsze, uklękli. I klęczeli tak dość długo, bo bociek stał spokojnie, nie przejmując się intruzami. Ci zaś byli wprost zachwyceni. Z niedowierzaniem wskazywali sobie ptaka i komentowali, że to niebywała rzadkość (ok. ¼ światowej populacji bocianów żyje w Polsce!). Wyglądali jak grupa Czcicieli Natury albo pobożnych Prasłowian wielbiących świętego ptaka, nie jak dzieci ery technologii. Zatem nie PAN, lecz NIEWOLNIK, a nawet czciciel natury?
Zauważmy, jak natura skutecznie się nam „odgryza” za nasze próby panowania. Lekkie zmarszczki na skorupie ziemskiej i już tsunami – i trzysta tysięcy ofiar w ciągu kilku minut! A niedawne pomruki na Haiti?
Co chwilę przekonujemy się, że daleko nam do pełnej znajomości przyrody, do panowania nad nią czy choćby do przewidywania zjawisk w niej zachodzących. Więc jednak raczej NIEWOLNIK – zależny i niesamodzielny?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.