Mit siły człowieka eksploatowały filmowe westerny, ale także dziś jest on bardzo modny i nadal oddziałuje. Z nim przecież wiąże się mit wiecznej młodości, na którym opiera się współczesna reklama. Człowiek urzeczywistnia się poprzez dążenie do wiecznej młodości i zabawy.
Kossak-Szczucka to także autorka powieści o św. Stanisławie Kostce.
To powieść pt. Z miłości (1925 rok). Przyznam, że kiedy sam po raz pierwszy czytałem tę książkę jako alumn w seminarium, zrobiła na mnie duże wrażenie. Pisarka ukazuje tu św. Stanisława Kostkę jako postać „z krwi i kości”, w kontekście historycznym, a nie bohatera angelicznego, do czego byłem przyzwyczajony. To była dla mnie rewelacja i zupełne novum. Dziś pewnie książka nie ma już takiej siły oddziaływania. Zmieniła się przez te lata wrażliwość młodych czytelników. Ja byłem zachwycony, a moi obecni studenci seminarzyści pewnie nie byliby w stanie doczytać tej książki do końca.
W każdym razie Kossak-Szczucka była pisarką może nie najwyższych lotów, ale umiała w swoich powieściach w interesujący sposób połączyć wątki historyczne z religijnymi.
Kolejnym przedstawicielem nurtu polskiej powieści katolickiej jest Jan Dobraczyński.
Jego współpraca z władzami PRL-u wzbudza kontrowersje, jako polityk i działacz skończył żałośnie. Trzeba jednak przyznać, że powieści Jana Dobraczyńskiego (1910-1994) były wielokrotnie wznawiane i tłumaczone na wiele języków. Dobraczyński napisał ponad pięćdziesiąt powieści. Rzadko się zdarza, by pisarz był tak płodny. Dobraczyński miał też duże zasługi w popularyzacji Pisma Świętego przez swoje powieści biblijne. Pamiętajmy, że to czasy Polski Ludowej, kiedy Biblia miała małe nakłady i nie była szeroko dostępna. Biblijne powieści Dobraczyńskiego to między innymi Wybrańcy gwiazd o Jeremiaszu (1948 rok), Pustynia o Mojżeszu (1955 rok), Cień ojca o św. Józefie (1977 rok), Święty miecz o św. Pawle (1949 rok) i Listy Nikodema, najbardziej poczytna jego powieść z 1951 roku – opowiada o uczonym faryzeuszu, który przechodzi na chrześcijaństwo, ale pośrednio przedstawia także historię Jezusa.
W „Listach Nikodema” rozczytywaliśmy się w nowicjacie. Byliśmy zachwyceni, a mnie osobiście było żal, gdy ponad dwadzieścia lat później Dobraczyński tak się kompromitował.
Jego powieści były poprawne merytorycznie i napisane z dużą kulturą literacką. Miały – moim zdaniem – ogromną wartość ewangelizacyjną. Były komunikatywne i docierały do szerokiego odbiorcy.
W naszym minileksykonie nie możemy pominąć także Władysława Jana Grabskiego.
Powieść Władysława Jana Grabskiego (1901-1970) W cieniu kolegiaty z 1939 roku rzeczywiście uważa się za reprezentatywną dla polskiej literatury katolickiej. Była po wojnie wielokrotnie wznawiana. Jej kontynuacją jest książka Konfesjonał (1948 rok). Bardzo mi się podobały obydwie powieści, ale kiedy omawiałem je na zajęciach w seminarium, wśród kleryków nie wzbudzały już takich emocji. A przecież w Konfesjonale jest wiele świetnych przykładów dla posługi spowiednika. Główny bohater obu powieści – Sadok – w pierwszej części zmaga się z decyzją, czy ma wrócić do seminarium, w drugiej jest już świętym kapłanem, wzorem spowiednika i kaznodziei, który musi rozwiązać wiele duszpasterskich dylematów. Na przykład przychodzą do niego do spowiedzi narzeczeni. Ona – czysta jak łza, a narzeczony mówi coś innego. I co zrobić? Obydwoje idą do Komunii i on tej Komunii musi udzielić i jej, i jemu.
Ostatnio mówi się o odrodzeniu powieści katolickiej i w tym kontekście podaje się nazwisko Jana Grzegorczyka.
To autor między innymi książek: Adieu. Przypadki księdza Grosera, Trufle, Cudze pole. Owszem, wszystkie je przeczytałem.
I jak je Ksiądz ocenia?
Grzegorczyk umie pisać bardzo interesująco, zna środowisko księży, zna dużo faktów, jest tropicielem różnych sensacyjnych wydarzeń, w jego pisarstwie czuć żyłkę dziennikarską. Tyle że dziennikarstwo i styl reportażu biorą górę nad głębią problematyki. Grzegorczyk moim zdaniem zbyt mocno koncentruje się na pokazaniu środowiska księży od tej najgorszej strony – od strony „księżowskiego bagienka”.
Oczywiście nie chodzi o to, by o księżach mówić czy pisać tylko dobrze, ale u Grzegorczyka dużo jest w tym agresji i chęci przypodobania się czytelnikom wrogo nastawionym do Kościoła. Miałbym trudność z zaliczeniem go do nurtu pisarzy katolickich. Problemy moralno-duchowe są tu potraktowane banalnie. Poza tym w kolejnych książkach powiela wcześniejsze schematy i nieustannie goni za sensacją. Te książki nie nadają się, by polecać je jako inspirację religijno-duchową.
Wydaje się, że dziś z jednej strony spotykamy się z krytyką Kościoła przez środowiska lewicowo-liberalne, a z drugiej strony jest jednak w społeczeństwie zapotrzebowanie na postacie, które prezentują Kościół od strony pozytywnej. Dużą popularnością cieszą się przecież bohaterowie z telewizyjnych seriali: „Plebania”, „Ojciec Mateusz”, „Ranczo”…
Postać ojca Mateusza wzorowana jest na księdzu Brownie, bohaterze cyklu detektywistycznych opowiadań (1911-1936) wspominanego wcześniej Gilberta Keitha Chestertona. Ksiądz Brown to postać sympatyczna, jowialna, potraktowana przez autora bardzo ciepło.
Z kolei proboszcz z Rancza i wójt, jego brat, wiele mają z postaci don Camillo i burmistrza Peppone z cyklu książek Giovanninego Guareschiego (1908-1968). Mam tu na myśli przede wszystkim ich ciągłe słowne utarczki i konflikty.
Ciepło o księżach umiał pisać Bruce Marshall (1899-1987), autor między innymi powieści Chwała córy królewskiej (1944 rok) i Czerwony kapelusz (1959 rok). Prawie wszyscy bohaterowie jego powieści to księża. Pisarz ukazuje ich słabości i dziwactwa, ale w sposób sympatyczny, za pomocą anegdotek. Poza tym pisze także o poświęceniu swoich bohaterów. To niewątpliwie przyciąga i wzbudza sympatię. I chyba rzeczywiście także dziś czytelnicy czy widzowie lubią czytać takie książki i oglądać filmy z takimi bohaterami.
Na koniec chciałbym zapytać, do których książek nurtu katolickiego – zdaniem Księdza – warto powracać?
Myślę, że zawsze warto sięgać po Jezusa z Nazaretu Romana Brandstaettera (1906-1987). O tym autorze jeszcze nie wspomnieliśmy, a powinien się tu pojawić. Jezus z Nazaretu to czterotomowa znakomita powieść historyczna, pisana przez Brandstaettera w latach 1967-1973. Bardzo wysoko oceniana nie tylko przez krytyków literackich, ale także przez biblistów. Warto sięgnąć także po jego Krąg biblijny (1975 rok), zbiór szkiców historyczno-literackich i autobiograficznych, czy Dzień gniewu (1962 rok), utwór nazwany przez prof. Irenę Sławińską najbardziej dojrzałym polskim dramatem religijnym drugiej połowy XX wieku.
Warto też sięgnąć po prozę Antoniego Gołubiewa (1907-1979) – o nim także nie mówiliśmy – zwłaszcza po pisaną wiele lat kilkutomową powieść Bolesław Chrobry (1947-1974) o początkach państwa polskiego. Znakomitą pisarką jest także Hanna Malewska (1911-1983), autorka powieści Przemija postać świata z roku 1954. Nie gardziłbym także prozą Dobraczyńskiego. Wielką poczytnością – i słusznie – cieszy się ciągle twórczość poetycka ks. Jana Twardowskiego.
Nie omawialiśmy tu dziewiętnastowiecznych pisarzy rosyjskich, jak Fiodor Dostojewski czy Lew Tołstoj. Ci autorzy wymagaliby odrębnej rozmowy. To wielka literatura nurtu moralno-religijnego, choć nie katolickiego, do której warto wracać.
Moim zdaniem wybierając lekturę, trzeba przede wszystkim szukać książek dobrych, czyli takich, w których opowiedziana historia nie skupia się na sprawach powierzchownych i oczywistych, ale ma drugie, głębsze dno znaczeniowe. Bo właśnie te książki mają siłę oddziaływania i kształtowania naszej duchowości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.