Gdyby Pan Bóg karał nas tak, jak my jesteśmy skłonni karać dzieci, nie mielibyśmy szans na przetrwanie
Paweł Bartosik, pastor Ewangelicznego Kościoła Reformowanego w Gdańsku, w wywiadzie dla trójmiejskiej „Gazety Wyborczej”, przekonywał, że „pan Bóg też czasem daje nam klapsy”, więc i rodzice powinni to czynić, byle nie w gniewie, nie w miejscach publicznych, a tylko „w jasno określonych sytuacjach: np. nieposłuszeństwa, kłamstwa czy braku szacunku dla rodziców. Wtedy wiadomo: był jawny bunt, będzie więc bolała tylna część ciała”. Podobnego zdania jest m.in. jezuita Wojciech Żmudziński, który na forum www.wychowanie.jezuici.pl wyjaśnia: „klaps wymierzony przez rodziców nie jest niczym złym, jeśli dziecko wie, za co go otrzymało, i nie jest on wymierzony w złości”.
Konieczność wymierzania kary cielesnej bez gniewu, lecz z miłością jest podkreślana przez wszystkich zwolenników tej metody. Czy jednak można uderzyć kogokolwiek bez negatywnych emocji?
– Bez emocji w ogóle nie można nic zrobić, bo emocje (od słowa exmovere) są tym, co nas porusza – mówi psycholog dziecięca Agnieszka Stein. – Można dziecka nie bić ze złości, ale wtedy przeważnie bije się je ze strachu > (rodzic bije, bo się boi, że jeśli tego nie zrobi, stanie się coś złego) albo z bezradności (rodzic nie wie, co innego mógłby zrobić).
Wbrew temu, co mówią zwolennicy pełnego miłości karcenia, połączenie kary cielesnej z zapewnianiem dziecka o miłości przynosi jeszcze więcej szkody niż bicie w gniewie.
– Dziecko bite z miłością otrzymuje komunikat, że miłość wiąże się z wyrządzaniem krzywdy drugiej osobie, że jak ktoś kocha, to ma prawo naruszać granice drugiej osoby, zwłaszcza wtedy, kiedy jest w tej relacji silniejszy – wyjaśnia Agnieszka Stein. – Dostaje też komunikat, że to ono jest złe i winne reakcji rodzica, przez to zawsze, kiedy jest źle traktowane, szuka winy w sobie. Ponadto przestaje rozpoznawać sygnały zagrożenia i uczy się, że nie można uniknąć niebezpieczeństwa, nie można się ochronić. Bite dzieci nie chronią się przed krzywdą, bo nie rozpoznają, kiedy coś im zagraża – mogą na przykład mylnie interpretować czyjeś zainteresowanie jako sympatię nawet wtedy, kiedy jego intencją jest wykorzystanie ich.
Te problemy nie znikają, gdy dziecko dorośnie. Przeciwnie: niekiedy uwidaczniają się dopiero w dorosłym życiu. Grzeczne i posłuszne dzieci, u których cechy te osiągnięto biciem w imię miłości, wyrastają na dorosłych, którzy nie potrafią stworzyć związku pozbawionego cierpienia, krzywdy, a czasem także – przemocy. Miłość już na zawsze kojarzy się z bólem.
Badania przeprowadzone w 2008 r. przez Murraya Strausa z Uniwersytetu New Hampshire dowodzą, że bicie dzieci powoduje problemy w ich przyszłym życiu seksualnym – skłonność do stosowania przemocy i zmuszania partnerów do uprawiania seksu oraz podejmowania ryzykownych i masochistycznych zachowań erotycznych.
Poza problemami w dorosłym życiu wychowanie łączące miłość i kary cielesne oraz nastawione na pełne posłuszeństwo stwarza również inne zagrożenia, np. zwiększa ryzyko skrzywdzenia dziecka przez innych. Dziecko przyzwyczajone do posłuszeństwa i okazywania dorosłym szacunku bez względu na okoliczności z większym prawdopodobieństwem padnie ofiarą przemocy lub wykorzystania niż dziecko, które może wyrażać własne zdanie i jest uczone przede wszystkim samodzielnego myślenia, a nie – ślepego posłuszeństwa.
– W wychowywaniu trójki naszych dzieci nie używamy klapsów. Dla nas klapsy po pierwsze sprzeniewierzają się Miłości, a po drugie niczemu dobremu nie służą. Bo co z tego, że dając klapsa, osiąga się szybki, ale krótkotrwały efekt? My nie wychowujemy dzieci na teraz – mówią Magda i Rafał Karpienia, rodzice trojga dzieci. – Za klapsem idzie lęk. To nieprawda, że klaps w imię miłości nie wiąże się z lękiem. Zawsze się wiąże. Wie o tym ten, kto kiedykolwiek został uderzony. A lęk jest zaprzeczeniem Miłości. Miłość nie powoduje lęku, lecz z niego wyzwala. Chcemy, by nasze dzieci dokonywały odpowiedzialnych wyborów, a nie kierowały się lękiem czy tym, „co spodoba się mamie bądź tacie”.
BEZ RÓZGI
Ten sposób wychowywania dzieci – pozbawiony przemocy, a skoncentrowany na miłości i szacunku – jest praktykowany przez coraz większą liczbę chrześcijańskich rodziców. Rezygnacja z „rózgi” nie tylko nie jest sprzeniewierzeniem się woli Boga (jak uważają niektórzy zwolennicy „biblijnego karcenia”), ale też nie oznacza przykładania mniejszej wagi do rozwoju moralnego dzieci. Przeciwnie: uznanie przemocy wobec słabszych i bezbronnych za złe i stojące w opozycji do nauczania Jezusa oraz wcielanie tego przekonania w życie pomaga w wychowaniu ludzi dobrych i wrażliwych na krzywdę innych. Ludzi, którzy wybierają drogę dobra nie w obawie przed karą za złe uczynki, lecz powodowani wewnętrznym, nienarzuconym z zewnątrz systemem wartości.
– Ludzie dyscyplinujący dzieci klapsami wierzą, że to pomoże młodemu człowiekowi znaleźć się w świecie. Rozróżnić dobro od zła – mówi Magda Karpienia. – Ja wolę pokazać moje granice w inny sposób. Wolę mówić wprost i widzę, że język miłości jest zawsze przez dziecko zrozumiany. Tym samym językiem mówi do mnie Bóg. W moim języku miłości nie ma miejsca na rózgi i „niewinne” klapsy. One nie idą w parze z Miłością.
– Bóg jest Ojcem doskonałym, uczy nas ojcostwa – dodaje ks. Piotr Kieniewicz, dr hab. teologii moralnej, wicedyrektor Licheńskiego Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym. – Przekonuje siłą prawdy i miłości, a nie tresurą i przymusem. I w zasadzie to jest mój zasadniczy argument na pytanie o przymus w wychowaniu. Zdaję sobie sprawę, że droga pokazana w Świętej Księdze jest trudniejsza, wymaga czasu, spokoju, zaangażowania, ale jest to droga dobra. A poza tym, gdy się popatrzy na proporcje dorosłych i dzieci karanych klapsem, to jak byśmy się czuli, gdybyśmy dostali „klapsa” od kogoś, kto ma ok. 5 metrów wzrostu i waży ok. 350 kg? Jakoś trudno mi zaakceptować wychowawczy aspekt takiego karania...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.