Najświętszy wśród uczonych

Więź 8-9/2012 Więź 8-9/2012

W jaki zatem sposób studium myśli Tomasza może być inspirujące dla współczesnych młodych badaczy? Pomimo wstępnej i uzasadnionej krytyki, Akwinata wciąż pozostaje mistrzem dla Kościoła, choć już nie wyłącznym i jedynym, acz uprzywilejowanym.

 

Dyskusje wokół Vaticanum Secundum zazwyczaj zamiast łączyć – nader wyraziście polaryzują stanowiska. Nie inaczej jest z próbą poszukiwania odpowiedzi na pytania o aktualność św. Tomasza z Akwinu. Jaka była rola myśli Akwinaty na II Soborze Watykańskim? Czy po tym największym wydarzeniu eklezjalnym minionego stulecia miejsce Tomasza jest już tylko w historii? Na ile recepcja refleksji teologicznej i filozoficznej „najświętszego wśród uczonych i najbardziej uczonego wśród świętych” (Pius XI) stać się może inspirująca dla dzisiejszych badaczy?

Z jednej strony nie brakuje tych, którzy utrzymują, że sobór definitywnie porzucił doktrynę Akwinaty, stąd też nie ma potrzeby dalszego jej studiowania. Ich oponenci uznają teksty soborowe za absolutnie niespójne z nauczaniem św. Tomasza, co miałoby pozbawiać je koniecznego autorytetu. Tymczasem współczesne Magisterium Kościoła, jednoznacznie krytykując oba te ujęcia, wskazuje na ich wspólny błąd, którym jest rozumienie soboru jako radykalnego zerwania z przeszłością. Jednocześnie zaś zachęca do odczytania jego reformatorskiego nauczania w ciągłości z katolicką tradycją teologiczną i filozoficzną, tak wyraziście naznaczoną dziełem Doktora Anielskiego.

Pęknięcie jednak nastąpiło… Był rok 1964, w Rzymie rozpoczynała się trzecia sesja soboru. Wtedy też dziewiętnastoletni Christoph Schönborn wstąpił do nowicjatu dominikanów, zakonu szczycącego się posiadaniem wśród swoich członków św. Tomasza z Akwinu, a tym samym mającego szczególny tytuł do ochrony pamięci o nim. Należąc do prowincji francuskiej, Schönborn studiował w słynnej szkole Le Saulchior. Tu, w 1968 roku, a więc zaledwie trzy lata po zakończeniu soboru, filozofia św. Tomasza została wykreślona z oficjalnego programu studiów. Przyszły kardynał i arcybiskup Wiednia zetknął się z myślą Akwinaty tylko dzięki Martinowi Hubertowi, staremu zakonnikowi, który potajemnie gromadził niektórych studentów wokół siebie, aby czytać z nimi teksty Doktora Anielskiego.

Z kolei profesor Nicolaus Lobkowicz, urodzony w Pradze wybitny współczesny filozof niemiecki, wspomina swą pracę na Uniwersytecie Katolickim w Waszyngtonie. Gdy przybył tam na początku lat 60., czytano dzieła Arystotelesa – „De anima” w ramach psychologii filozoficznej oraz „Analytica Posteriora” podczas kursu filozofii nauki. Sześć lat później, gdy wracał do Monachium, wszyscy zaczytywali się już tylko w „Dociekaniach filozoficznych Ludwiga” Wittgensteina.

Dlaczego w tak radykalny sposób pomniejszono rolę św. Tomasza w epoce postconcilium, zwłaszcza w odniesieniu do katolickiej filozofii? Próbę odpowiedzi na to pytanie podjął ks. Michael Konrad podczas zorganizowanego przez katedrę „Święty Tomasz i myśl współczesna” przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie panelu dyskusyjnego na temat „Święty Tomasz i II Sobór Watykański”. Wskazał on na dwie podstawowe przyczyny tego stanu rzeczy.

Pierwsza ma charakter filozoficzny. Neotomiści często identyfikowali filozofię raczej z rezultatami dociekań racjonalnych i powstałym w ich wyniku systemem aniżeli z samym poszukiwaniem prawdy; nader wyraźna była ich tendencja do postrzegania myśli Tomasza jako zamkniętej w zastygłych formułach. Odnosiło się wrażenie, że to słowa są ważniejsze aniżeli opisywana rzeczywistość; schematyczne odtwarzanie definicji zdominowało dążenie do osobistego zetknięcia się z prawdą. Dla wielu tomizm stał się jedynie słuszną ideologią! Owszem, filozof może odnaleźć prawdę i może ją też wobec innych opisywać. Jednak nikt nie jest filozofem tylko dlatego, że powtarza tezy kogoś innego. Nie można nauczyć się filozofować bez wcześniejszego utożsamienia się z pytaniami wielkich mistrzów.

Druga racja jest teologiczna. Przedsoborowa teologia nie była dość… teologiczna. Przejawem tej ogólnej słabości było zarówno wezwanie do ponownego odkrycia źródeł Objawienia, czyli Pisma Świętego i Ojców Kościoła, jak i ruch liturgiczny. Zwykle przyczyna tego „deficytu teologicznego” utożsamiana bywa z mentalnością tomistyczną, oskarżaną o przesadny intelektualizm i naturalizm, uprzedmiotowienie i pomniejszenie, w imię natury i uniwersalizmu, jednostkowości osoby.

Wskazując na faktyczne (bądź nie) przyczyny porzucenia myśli Tomasza, nie sposób nie zapytać jednocześnie o skutki, jakie to wywołało. Otóż po soborze, zdaniem prof. Konrada, wielu teologów usiłowało tworzyć teologię mniej filozoficzną i abstrakcyjną, a przez to bliższą ludzkiemu doświadczeniu. Jednak wyrzeczenie się Tomasza pociągnęło za sobą wyrzeczenie się metafizyki i zastąpienie jej nowymi naukami humanistycznymi, takimi jak socjologia, pedagogika czy psychologia. „Co się jednak stanie, gdy teolog zrzeknie się prawa do bycia filozofem, a co za tym idzie: dążenia do poznania prawdy”? – pyta Michael Konrad. „Wówczas objawienie uznane będzie jako jedna z wielu tradycji, bez wiary w to, że skrywa ona w sobie odpowiedź, na którą czeka ludzkość”. Wiara, jak pisał kard. Joseph Ratzinger, „może być misyjna jedynie wówczas, gdy przekracza każdą tradycję, a jednocześnie odwołuje się do rozumu i pozwala dojść do samej prawdy”. W tym sensie nie jest więc przypadkiem, że posoborowe zapomnienie o Tomaszu i odrzucenie metafizyki idzie w parze z osłabieniem ducha ewangelizacji.

Wydaje się jednak, że pytanie o rolę myśli świętego Tomasza na soborze skrywa w sobie znacznie poważniejszy problem, tj. kwestię relacji pomiędzy tradycją a prawdą. W latach 60. nasiliła się fala kontestacji tradycji jako takiej, a co za tym idzie – wartości, jaką stanowi autorytet. Znane są efekty takich postaw na poziomie społecznym (symboliczny już rok 1968 jest tego wymownym potwierdzeniem), ale przecież uwidoczniły się one także w kręgach filozoficznych. Wprawdzie wielu uczonych słusznie twierdziło, że filozofia opiera się na dowodach, nie zaś na autorytecie, to jednak doprowadziło ich do błędnej konkluzji. „Duch filozofii jest niespójny z duchem uczniostwa” (L. Dewart). Zadekretowano, że filozof nie może pozostać uczniem kogoś innego, lecz musi myśleć „za siebie”. Dotąd tradycyjnym mistrzem filozofów katolickich był św. Tomasz; teraz, aby stać się prawdziwym filozofem, należało uwolnić się spod jego władzy.

 

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...