Na manowcach

Dopóki Kościół głosi Emmanuela, syna cieśli, nauczyciela z Nazaretu, wędrownego uzdrowiciela i egzorcystę, przyjaciela celników i prostytutek, opiekuna dzieci, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, dopóty nie będzie wodził ani na manowce, ani na pokuszenie. Znak, 05(612)/2006




Taki sam mechanizm napędza Kościół powszechny: mieści się w nim tradycjonalista ze Stanów Zjednoczonych, prześladowany z tzw. Kościoła katakumbowego w Chinach oraz aktywista skłóconego z biskupem samorządu diecezjalnego w Niemczech. Stąd urzeczywistnić potrzeba – zauważmy: znowu w gruncie rzeczy dosyć paradoksalne – hasło poszanowania różnorodności w jedności. By zaś sprostać tym zadaniom, nie możemy posługiwać się w Kościele językiem wszechwiedzy i wykluczenia, ale musimy prowadzić nieustanny dialog.

Czy jednak jesteśmy gotowi zaakceptować tak ukształtowany model katolicyzmu? Czy nie zdradzamy tęsknoty za chrześcijaństwem zunifikowanym na naszą modłę? Czy potrafimy innym, odznaczającym się inną niż nasza wrażliwością, przyznać prawo obywatelstwa we wspólnym Kościele? Czy głosząc nawet ideę chrześcijaństwa otwartego, mamy na myśli jedynie dialog ze współczesnym światem i kulturą czy również dopuszczamy daleko idące zróżnicowanie wewnątrzkościelnych szeregów? Jak jednocześnie troszczyć się o współbrzmienie i czystość nauczania, zwłaszcza w sferze chrześcijańskich dogmatów oraz imponderabiliów?

Jedno jest pewne: nie możemy się łudzić, że Kościół będzie odbiciem wyłącznie idei tradycjonalistów albo snów progresistów. O tym, jak godzić sprzeczności, mówił Bernard Lecomte, jeden z biografów Jana Pawła II. Otóż zdaniem francuskiego dziennikarza urząd papieski stanowi przejaw różnorodności w jedności par excellence:

Papież musi być uosobieniem dwóch krzyżujących się dróg. Pierwszą wyznacza tradycja. Papież dźwiga minione dwa tysiące lat. Tu nie można nic zmienić z dnia na dzień. Drugą drogę stanowi miliard katolików rozsianych po świecie, z całym ich zróżnicowaniem. Papież musi symbolizować skrzyżowanie tych dróg. Dlatego nie może być wyłącznie konserwatystą, progresistą czy reformatorem. Stoi na skrzyżowaniu, bo uosabia jedność Kościoła zarówno w czasie, jak w przestrzeni.

***


Józefa Hennelowa pisała również: „Boli wreszcie władza. Właśnie to, co w Ewangelii jest podkreślane jako obce Chrystusowi”. Bo Pismo głosi: „Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom” (J 18, 36). Publicystka zaznacza: „A tu nie poszczególne objawy słabości ludzi lubiących splendory i przywileje, lecz systemowa troska o jedno i drugie, wraz z towarzyszącym, niestety, zapewnianiem, że to nie o przywileje chodzi, lecz o prawa należne i jak najbardziej oczywiste”. Warto po tym komentarzu zacytować św. Franciszka Salezego: „Wiele razy mówimy, że jesteśmy największą nędzą i śmieciem tego świata; ale bylibyśmy oburzeni, gdyby ktoś, łapiąc nas za słowo, publicznie to powtórzył”.

Podobnie jak w wypadku milczenia Kościoła można by w kontekście władzy, która sprawia ból, odnieść się w pierwszym rzędzie do spraw nagłośnionych medialnie: wplątanie wiary i Kościoła w jesienną kampanię parlamentarną oraz prezydencką, jedno z ugrupowań rozsyłające agitki do proboszczów, katolicka rozgłośnia goszcząca bez przerwy członków rządu, próba przeniesienia podziałów politycznych do Kościoła poprzez wypowiedzi o katolicyzmie łagiewnickim i toruńskim itd.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...