Bezpośrednim powodem rozpalenia konfliktu stały się wyniki wyborów w 2005 r. i wygrana PiS. Chłodna kalkulacja podyktowała przegranej Platformie Obywatelskiej strategię odrzucenia koalicji z Prawem i Sprawiedliwością, co w tej chwili przyznają niemal wszyscy analitycy i wielu polityków.
– I tak było aż do 10 kwietnia 2010 r...?
– Tak, ta (anty)kreacja (anty)polityki zawaliła się 10 kwietnia 2010 r. ... Szklane okruchy wypadły z ludzkich oczu i serc. Osoba, która w nadchodzącej kampanii prezydenckiej miała być obsadzona przez koalicję komercyjnych mediów i obozu rządzącego w roli „lidera obciachu”, została, dosłownie z dnia na dzień, bohaterem-legendą. Prezydent Lech Kaczyński stał się tym, kim był naprawdę: niezwykle ważnym, pozytywnym bohaterem opowieści o Rzeczypospolitej. Z baśnią „o dobrym, medialnym smoku Telesforze i złych politykach” zaczęły konkurować opowieści, w których telesektor nie był już postacią pozytywną. Wtedy – tuż po 10 kwietnia – prawie dwie trzecie Polaków twierdziło, że media były w stosunku do Lecha Kaczyńskiego niesprawiedliwe. Dziś uważa tak ciągle ponad połowa naszych rodaków…
– Czy uważa Pan, że Polacy nie chcą już żadnej wojny domowej?
– Nigdy jej nie chcieli, choć byli jej mimowolnymi ofiarami, zamkniętymi w „pułapce nienawiści”. Wielu – choć nie wszyscy – zdali sobie z tego sprawę właśnie 10 kwietnia... W tej chwili większość ludzi oczekuje raczej polityki włączającej ich do debaty o Polsce, chcą być republiką, chcą być podmiotem w tej republice, chcą uczestnictwa, chcą, żeby politycy byli ich dobrymi reprezentantami. Mało tego: zaufali im ponownie! Po 10 kwietnia notowania wszystkich polityków badanych przez CBOS poszły w górę. Wyjątkiem był Janusz Palikot. Z głównego myśliwego III RP polującego w „wirtualu” na „obóz obciachu”, stał się nagle ofiarą: los obsadził go w roli „politykiera-manipulanta”. Dziś mozolnie próbuje się z tej pułapki wydostać. Pomagają mu w tym wyciągnięte ręce partyjnych kolegów (szczęśliwie – nie wszystkich).
– Ci, którzy na użytek kampanii wyborczej mówią o wojnie domowej, twierdzą, że to nie na górze, wśród polityków, ale na dole, w społeczeństwie, doszło obecnie do wielkiego wrzenia.
– Nieprawda! Dziś społeczeństwo, bardziej niż jeszcze ponad miesiąc temu, oczekuje polityki opartej na porozumieniu albo przynajmniej na budowaniu kompromisu, oczekuje debaty merytorycznej o różnych ważnych sprawach, bez używania ostrego języka i skrajności. Naturalną konsekwencją tych oczekiwań – co pokazują badania – jest wyrównywanie się wpływów dwóch głównych formacji.
– Co zatem oznaczało to – z przyczyn losowych nieudane – zadekretowanie wojny politycznej?
– Prawdopodobnie było reakcją obronną na załamanie się dominacji jednego obozu. Oznaczało próbę ponownego pogłębienia częściowo zasypanych po 10 kwietnia „okopów nienawiści”, oddzielających PO od PiS. Stanowiło część strategii obrony politycznego i emocjonalnego status quo. Bo obóz rządzący ma dziś do wyboru dwie strategie: pierwsza – podjęcie oczekiwanej przez społeczeństwo merytorycznej debaty; druga – powrót do ostrego konfliktu i gry w „trendy” i „obciach”. Jak dotąd – rozmawiamy na przełomie maja i czerwca – wybrano obie. Symbolizuje to równoczesne ogłoszenie hasła, że „zgoda buduje” i proklamowanie domowej wojny.
– Na samym początku kampanii wyborczej to właśnie ci, którzy ogłosili wojnę domową, ostrzegali przed językiem konfrontacji, którego spodziewali się ze strony PiS, i doznali zawodu (jeszcze przed powodzią). Natychmiast padł zarzut, że prezentowana przez PiS łagodność i miękkość jest cyniczną grą...
– Tu zderzają się dwa sposoby opisywania rzeczywistości: ten sprzed i ten po 10 kwietnia. Po żałobie w Polsce zmieniło się bardzo wiele w oczekiwaniach wobec polityki, w diagnozach społecznych... Nie ma już konsumentów oczekujących krwi, sensacyjnych filmów grozy i skandalu, są republikańscy obywatele, którzy czekają na debatę o Polsce. Politycy po prostu dostosowują się do tego. U wielu polityków (u Jarosława Kaczyńskiego z całą pewnością) wielką rolę odegrała trauma związana z osobistymi przeżyciami...
– A więc to raczej stawianie zarzutu „cynicznej gry” jest tu cyniczne...?
– Tak. Używanie w tym kontekście słowa „cynizm” jest cynizmem!
– Jeśli dziś kandydat PiS na prezydenta ogłasza pokój i konieczność porozumienia się obu partii dla dobra Polski, to – Pana zdaniem – nadstawia drugi policzek?
– Jest sobą. Jaki będzie tego efekt? Dowiemy się już niebawem. Nie zapomnijmy, że ten efekt zależy również od każdego z nas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.