Na jednej z konferencji prasowych polskich prokuratorów padło oświadczenie, że mamy do czynienia z sytuacją, w której zarówno polskie, jak i międzynarodowe prawo okazało się być bezradne.
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Rozmawiamy w dniu, w którym polskie media celebrują ogłoszenie cudu: oto Rosjanie wreszcie wyrazili zgodę i polscy archeolodzy wyjeżdżają do Smoleńska, by badać miejsce katastrofy polskiego samolotu.
POS. ANTONI MACIEREWICZ: – Moim zdaniem, jest to raczej cud mniemany…
– …czyli?
– Traktuję to, jako dalszy ciąg gry, którą Rosjanie z nami prowadzą i w której, niestety, uczestniczą także przedstawiciele różnych organów państwa polskiego. Szanuję dorobek i kompetencje archeologów, ale podjęcie się przez nich tej misji wydaje mi się dość dziwne w sytuacji, gdy nie było tam polskich specjalistów od kryminalistyki, a to oni przede wszystkim powinni zająć się badaniem miejsca katastrofy. A poza tym, dopuszcza się ich po półrocznym rozjeżdżaniu tego terenu, niszczeniu śladów, a za kilka dni ich praca okaże się niemożliwa z powodów meteorologicznych.
– Czy parlamentarna komisja do wyjaśnienia przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem, której Pan przewodniczy, w jakiś sposób nie dzieli losu archeologów? Nie czuje Pan podobnej bezradności?
– Nie, nie mam poczucia bezradności. Tworzymy zespół, który chce wyjaśnić przyczyny katastrofy oraz wszystkie związane z nią okoliczności. Oczywiście, napotykamy olbrzymie trudności, od medialnych po urzędowe, ale nie poddajemy się. Być może wchodzimy drzwiami bocznymi do badanej rzeczywistości, a nie frontowymi, ale jakoś wchodzimy… Nie mamy ciągle dostępu do materiałów śledztwa, np. do zapisu rejestratora lotu, który przecież nie jest tajny, a tylko z jakichś powodów zupełnie bezprawnie ukrywany przed nami i przed opinią publiczną przez państwową Komisję Jerzego Millera i przez prokuraturę.
– Jaka jest odpowiedź na prośby komisji sejmowej?
– Prokuratura odmawia dostępu „na tym etapie postępowania”. Za to polska opinia publiczna od kilku miesięcy jest faszerowana szczątkowymi i nieprawdziwymi informacjami kreującymi zmanipulowaną rzeczywistość. Mistrzem tych operacji jest p. Edmund Klich, przedstawiciel Polski akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę z ramienia MAK (postsowiecka Międzynarodowa Komisja Lotnicza); z jednej strony podkreśla on, że nie wolno niczego ujawniać, ale równocześnie systematycznie sam to robi, tyle że w odpowiednich momentach, odpowiednio dawkując strzępy informacji w celu przeprowadzenia własnych tez. Tak się jednak zwykle składa, że te tezy służą utrwaleniu przekonania, iż większość winy spada na stronę polską, a zwłaszcza na pilotów.
– To, co mówi Edmund Klich, sprawia wrażenie odwagi i niezależności eksperta – ostatnio wydał książkę na temat katastrof lotniczych…
– … i zapominamy, że przecież pan Klich nie działa sam… Że jest obserwatorem przy śledztwie prowadzonym w Rosji, wyznaczonym do tej funkcji przez premiera Tuska, a więc wszelkie działania muszą być z nim uzgadniane.
– W ostatnim czasie do opinii publicznej dotarło ponownie kilka gorących tematów, np. czy to był lot wojskowy, czy cywilny, czy złamana została konwencja chicagowska, czy może ten samolot w ogóle nie powinien wystartować z Warszawy. Uważa Pan, że to tylko szum medialny?
– Tak właśnie uważam, bo – co ciekawe – te tematy pojawiły się w tym samym czasie, kiedy uczestnicy polskiej pielgrzymki motocyklowej znaleźli na miejscu katastrofy – pół roku po tragedii! – ludzkie szczątki… A „Misja specjalna” Anity Gargas pokazała, jak niszczono koronny dowód, jakim był wrak samolotu. Moim zdaniem, ta zbieżność nie jest przypadkowa. Zwłaszcza że np. sprawa charakteru tego lotu jest już dawno rozstrzygnięta przez dokumentację i wyciąganie jej teraz jest co najmniej dziwne.
– Nie ma wątpliwości, że był to lot wojskowy?
– Z dokumentacji wynika to jednoznacznie. Przesądza o tym także prawo Federacji Rosyjskiej, z którym można się zapoznać przez internet. Zresztą Rosjanie zaaprobowali ten lot jako wojskowy, podobnie jak lot premiera Tuska trzy dni wcześniej. Uważam, że jesteśmy systematycznie wprowadzani w błąd! Na samym początku deklarowano pełną transparentność i robił to także prokurator generalny Andrzej Seremet, którego tu nie winię, bo rozumiem jego bezradność. Niemniej jednak to on jest odpowiedzialny za śledztwo, w tym także za zabezpieczenie dowodów. Powinien więc reagować w sytuacji takiego manipulowania faktami.
Ale milczy lub aprobuje ukrywanie prawdy przed opinią publiczną.
– Polscy prokuratorzy deklarują swoją bezsilność z powodu niedostatków i braków w polskim prawie.
– Rzeczywiście, na jednej z konferencji prasowych polskich prokuratorów padło oświadczenie, że mamy do czynienia z sytuacją, w której zarówno polskie, jak i międzynarodowe prawo okazało się być bezradne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.