Do realizacji powołania konieczny jest wybór i decyzja. Autentyczne pragnienie życia w określonym stanie to tylko pewien wewnętrzny impuls dany od Ducha Świętego. Ale to nie wystarcza. Powoływany musi na ten impuls odpowiedzieć osobiście, indywidualnie
Nie otrzymujemy powołania w gotowej postaci, jak świętą figurkę, którą możemy postawić na ołtarzu. Powołanie rodzi się, dojrzewa i realizuje się w nieustannym dialogu Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem.
Narzuca mi się nieraz pytanie: czy w naszej sytuacji Kościoła na Zachodzie chodzi o brak powołań czy może o brak dialogu powoływanych z „Powołującym”? Powołania rodzą się we wspólnocie wiernych: w rodzinie, zaangażowanej parafii, grupach modlitewnych. Może brakuje nam rzeczywistego zaangażowania i „najwyższej powagi” w traktowaniu Ewangelii, krzyża Jezusowego, ubogich? Nie daję diagnozy, ale pytam – najpierw sam siebie. Wspólnoty zakonne, parafialne, diecezjalne winny pytać się podobnie. Rozeznania braku powołań nie możemy zaczynać od oskarżania Boga, że nie daje nam powołań. Jak Pan Bóg może zostawić swój Kościół bez powołań? Myślę, że brakuje odpowiedzi na powołanie, bo jeżeli Bóg daje pragnienie, a człowiek nie odpowiada na nie, On już nic więcej nie może zrobić.
Człowiekowi czasem tak bardzo zależy na rozeznaniu powołania, że sam proces rozeznawania staje się centrum jego modlitwy, jego życia wewnętrznego, tak że Pan Bóg schodzi na dalszy plan; zadawanie sobie pytania, jaka jest moja droga, staje się główną treścią modlitwy. Jak można uniknąć takiej pułapki? Co robić, kiedy zauważymy, że już w nią wpadliśmy?
Pani doskonale to ujmuje. Mam wrażenie, że tak właśnie nieraz robimy. Nie tyle chcemy Bogu odpowiedzieć na Jego wołanie, ale wykorzystać Go, aby znaleźć coś, co nam jest potrzebne. Bóg jest jakby na uboczu. Główne pytanie to: „Co ja mam zrobić? Bo to ja mam kłopot”. Takie myślenie to rzeczywiście pułapka. My przecież nie mówimy o wyborze między złem i dobrem. Mówimy o wyborze większego dobra.
Tak robią jednak nie tylko kandydaci do kapłaństwa, ale nieraz także i wychowawcy czy przełożeni. Kleryk, przyzwoity dobry chłopak, gorliwy, pobożny, bardzo zdolny – jest jednak małe „ale”. Ma wątpliwości, czy powinien zostać księdzem. Byłaby taka szkoda, gdyby odszedł z seminarium. Zamiast pytać, czy rzeczywiście Bóg go powołuje, my go namawiamy do modlitwy o wytrwanie w powołaniu, z góry zakładając, że Bóg go powołuje właśnie do kapłaństwa, ponieważ my go już widzimy jako przyszłego księdza. Przyznam, że bardzo nie lubię wartościowania: powołanie kapłańskie, zakonne jest „lepsze”. Owszem jest trudniejsze, ale nie „lepsze”. Lepsze dla konkretnego człowieka jest to, co Bóg mu daje. To jest dla niego lepsze.
Czasem może powstać taka presja psychiczna, że powinienem czy powinnam wybrać życie zakonne, bo to jest lepsze.
O właśnie.
Że moralnie jestem zobowiązana czy zobowiązany wybrać to, co najlepsze...
...a więc wybieram to. Myślę, że to jest fałszywa perspektywa. I to jest dobre, i to jest dobre. I kapłaństwo jest dobre, i życie małżeńskie jest dobre. Natomiast trzeba powiedzieć, że jedno jest trudniejsze i bardziej wymagające od drugiego. Bóg kocha wszystkich równo i wcale trudniejsze powołanie nie jest oznaką „większej” miłości ze strony Pana Boga. Ale może, a nawet winno być wyrazem „większej miłości” ze strony człowieka. Jezus pyta Piotra, o większą miłość: „Czy kochasz Mnie więcej aniżeli ci?”. Hojności Boga nie można jednak stawiać granic. Owo „więcej” Boga jest całkowicie odmienne od „więcej” człowieka. Miłości Boga nie można porównywać do miłości matki, która wyróżnia jedno dziecko, co jest przyczyną konfliktu między rodzeństwem. Trzeba jednak powiedzieć, że powołanie do stanu bezżennego jest bardziej wymagające. Ono idzie jakby pod prąd ludzkiej naturze, bo człowiek jest stworzony do małżeństwa, o czym świadczy cała jego sfera psychofizyczna.
Wróćmy na zakończenie do kwestii modlitwy o rozeznanie. Czy uważa Ojciec, że istnieje jakiś szczególny, uprzywilejowany rodzaj modlitwy pomocny w procesie rozeznawania – na przykład modlitwa ze Słowem Bożym, rozmyślanie?
Myślę, że każdy rodzaj modlitwy, szczególnie na początku rozwoju powołania, jest dobry dla jego rozeznania. Najważniejsza jest szczerość, dyspozycyjność, hojność, ofiarność, dziecięca prostota i pewna bezradność. Dopiero kiedy człowiek przestaje bronić siebie i tego, co ma, może przyjąć to, co pochodzi od Boga. Nasze trudności w rozeznaniu powołania i w życiu powołaniem wypływają nieraz z tego, że chcemy koniecznie zachować dla siebie to, co z takim trudem wypracowaliśmy, zdobyliśmy. Kiedy tylko pomyślimy, że trzeba to zostawić, w sercu czujemy smutek, jak ów ewangeliczny młodzieniec, którego Jezus zapraszał, by sprzedał wszystko, rozdał ubogim i poszedł za Nim. To, co człowiek zostawi dla Pana Boga, On mu zwraca, stokrotnie. Przecież sam o tym nas zapewnił.
Rozmawiała Urszula Pękala
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.