Nasłuchiwanie głosu Pana Boga

eSPe 94/3/2011 eSPe 94/3/2011

Do realizacji powołania konieczny jest wybór i decyzja. Autentyczne pragnienie życia w określonym stanie to tylko pewien wewnętrzny impuls dany od Ducha Świętego. Ale to nie wystarcza. Powoływany musi na ten impuls odpowiedzieć osobiście, indywidualnie

 

Jaką rolę w procesie rozeznawania powołania odgrywa modlitwa?

Modlitwa jest podstawą wszystkiego w życiu duchowym. Myślę, że trudno usłyszeć powołanie, gdy człowiek się nie modli. Istotą powołania jest przecież wołanie Boga. Możemy je usłyszeć tylko wtedy, kiedy wsłuchujemy się w Jego głos. Modlitwa jest konieczna na wszystkich etapach rozwoju powołania, od pierwszego natchnienia aż po śmierć – powołanie do życia wiecznego.

Dramat wielu powołanych polega na tym, że nasłuchiwali Boga tylko „na początku”, ale z czasem zaniedbali modlitwy i potem robili już „po swojemu”. Powołanie obumiera, gdy brakuje szczerej rozmowy z „Wołającym”. Nie jesteśmy powołani „raz na zawsze”, ale jesteśmy powoływani codziennie, od nowa. Powołanie, to żywy dialog. Powołanie żyje, rozwija się w codziennym spotkaniu powołanego z „Powołującym”.

Mówi Ojciec o nasłuchiwaniu Pana Boga w modlitwie. Gdy modlimy się o rozeznanie powołania, pojawiają się różne myśli. Niektóre z nich pochodzą od Ducha Świętego, ale pojawiają się też takie, które rodzą się z naszych wątpliwości, lęków, pragnień. Jak rozróżnić, co pochodzi od nas, a co jest rzeczywiście natchnieniem Ducha Świętego?

Powołanie otrzymujemy w naszej ludzkiej rzeczywistości. A ta jest naznaczona słabością, grzechem. Pan powołuje nas nie dlatego, że jesteśmy najlepsi, najsilniejsi, ale właśnie dlatego, że jesteśmy ułomni, krusi. Zrozumiał to św. Paweł, gdy mówił pierwszym chrześcijanom, że niewielu wśród nich mądrych i szlachetnie urodzonych... Pan nie potrzebuje naszej siły i wysokiego urodzenia. On potrzebuje naszego oddania, zaufania, miłości, wierności, hojnego serca.

Nasza słabość w powołaniu wyraża się także i w tym, że na ziemi widzimy jakby w zwierciadle, za mgłą. Nasze rozeznanie powołania często podobne jest do zachowania człowieka, który słabo widzi albo wręcz nic nie widzi. Rozeznajemy powołanie na sposób zachowania niewidomego. Gdy ktoś go woła, on słyszy dolatujący do niego głos, ale nie wie, z której strony dochodzi. Nie może się „rozglądnąć”, by zobaczyć. I tu zaczyna się jego kłopot.

Stuprocentowej pewności ludzkiej co do powołania nie mamy nigdy. Musimy badać, rozeznawać. Powołanie jest problemem wiary, a nie tylko psychologii czy ludzkiej logiki. Wielu ludzi swoje subiektywne przekonanie błędnie bierze za powołanie jako takie. Wraz ze zmianą sytuacji egzystencjalnej, psychicznej zmieniają się często także ludzkie odczucia. Niektórzy młodzi są pewni swojego powołania, ale nie zdają sobie sprawy, że za tą pewnością nieraz kryje się lęk przed życiem, światem, samotnością, małżeństwem. Daliby się w danym momencie za swoje powołanie pokroić, ale tylko do czasu. Bo gdy nagle emocjonalnie odblokują się, na przykład przez zakochanie, ich pewność mija i zaczynają wątpić. I to jest dobry znak dla rozeznania powołania. Tak rodzą się dojrzałe decyzje.

Osobiste przekonanie o byciu powołanym jest jednym z elementów rozeznania, ale nie jedynym. Innym ważnym kryterium jest wolność wewnętrzna, rezygnacja z własnej woli na rzecz woli drugiego: Boga i Kościoła, zdolność do zapierania się siebie, wielkoduszność, ofiarność, zaufanie.

Wątpliwości w powołaniu są oczywiste. Pokazuje to doświadczenie świętych. Wielu z nich szukało długo i cierpliwie swojego powołania. Wystarczy wspomnieć św. Brata Alberta. Najpierw był u jezuitów w nowicjacie, ale w czasie wielkich rekolekcji doświadczył kryzysu psychicznego i musiał wystąpić. Rekolekcje pokazały, że nie jest to jego powołanie, choć chciał zostać. Cierpiał przez wiele lat załamanie i dzięki niemu odkrył swoje rzeczywiste powołanie: służenie ubogim.

Jak przejawiają się wątpliwości w powołaniu?

Wymieniłbym dwa rodzaje wątpliwości. Pierwsze mają charakter okazjonalny i są związane z pewnymi trudnościami. Na przykład, kleryk uczy się słabo. Nie zda egzaminu i w tej sytuacji rodzi mu się myśl: Czy ja mam powołanie? Kiedy egzamin zda, wątpliwości mijają; lub też młody ksiądz zakochuje się – a to przecież rzecz ludzka – i zaczyna mieć wątpliwości, czy dobrze wybrał, czy to jest jego powołanie, ale z czasem nabiera dystansu do swych emocji i wraca pewność, że kapłaństwo jest jego drogą. Takie wątpliwości trzeba traktować jako wyzwanie do większej czystości serca, zaangażowania, zaufania Bogu.

Ale zdarzają się inne wątpliwości: trwałe, głębokie, uporczywe i pojawiające się bez żadnej racji. Alumn wstaje rano w piękny pogodny dzień i narzuca mu się uparte pytanie: „Co ja tu robię? To chyba nie jest moje miejsce” i – co ważniejsze – uczuje się źle. Jeżeli taka sytuacja powtarza się przez wiele miesięcy, lat, trzeba ją traktować poważnie. Takimi wątpliwościami trzeba dzielić się z przełożonymi i ojcem duchowym.

Autentyczność powołania sprawdza się w trwającym kilka lat głębokim pragnieniu oraz wewnętrznym zaangażowaniu. Pragnienie i zaangażowanie musi iść w parze. Nie wystarczy samo pragnienie czy też samo zaangażowanie. Są alumni, którzy mimo że szczerze się angażują w życie seminaryjne, z czasem dochodzą do przekonania, że to nie jest ich droga. Seminarium nie może być traktowane wyłącznie jako przygotowanie do wykonywania funkcji księdza, zakładając, że wszyscy na pewno chcą być kapłanami, bo wstąpili do seminarium. Seminarium jest czasem rozeznania, wyboru i ostatecznej decyzji.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| POWOŁANIE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...