Za górami, za lasami, o baśniach inicjacyjnych

List 7-8/2010 List 7-8/2010

Baśnie towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów; można powiedzieć, że są starsze od mitów, a jednocześnie, w jakiś sposób, są od nich młodsze, gdyż mówią językiem o wiele prostszym, trafiającym do wszystkich. To opowieści, które w najbardziej przystępny, a zarazem całościowy sposób próbują ująć życie człowieka.

 

Życie całkowicie poukładane to życie martwe. Świat dziecka jest otwarty, elastyczny, trochę chaotyczny - nawet więcej niż trochę - ale jest w nim życie. Przychodzi mi na myśl "Wesele" Wyspiańskiego. Z jednej strony prosty lud, chłopstwo, pełne życia, energii, ale mówiąc dosadnie: głupie, niewykształcone; z drugiej, inteligencja, nieznająca uroków świata natury, pozbawiona pierwotnego zakorzenienia, życia. To obraz stanu rozszczepienia, który prowadzi do nerwicy, a na poziomie narodowym do katastrofy, do różnego rodzaju konfliktów, nieumiejętności prowadzenia dialogu między dwoma wymiarami: kulturowym i naturalnym.

Baśń jest uniwersalnym lekarstwem scalającym wymiar naturalny człowieka z wymiarem kulturowym. Kultura jest czymś sztucznym, ale nie może istnieć wbrew naturze; zaledwie część historii człowieka to opus contra naturam. Jeżeli potraktujemy to wezwanie radykalnie, to zamienimy się w okrutników, którzy tępią wszystko, co naturalne, chaotyczne, nierozwinięte. Ludzka wrażliwość domaga się kontaktu z tym dziecięcym pokładem. Dlatego dorośli też powinni czytać baśnie.

Ale jak być dorosłym, a jednocześnie mieć w sobie dziecko? A z drugiej strony, jak nie ulec zdziecinnieniu?

To, co w psychologii nazywamy ego, mediatorem między światem baśni, instynktów i archetypów, a światem norm społecznych i ograniczeń. Co robi bohater baśni w sytuacji granicznej, kiedy styka się z zagrożeniem, z wyzwaniami dorosłości? Porzuca swój dziecięcy sposób myślenia, ale nie traci z nim kontaktu. Jego „ja" jest zakorzenione w archaicznej nieświadomości. Kiedy nie radzi sobie z rzeczywistością, powraca tam po ulgę i inspirację. Pamiętajmy jednak, że „ja" jest też trwale umocowane w świecie realnym, racjonalnym. Życie wypełniają procesy regresji i twórczej przemiany. To dialog, musimy się nauczyć go prowadzić.

Kiedy myślę o baśni, która pokazuje tę wewnętrzną integrację, przypomina mi się „Braciszek i siostrzyczka". Bohaterowie wyruszają z domu, w którym źle się dzieje. Są bardzo spragnieni. Braciszek chce napić się wody ze źródełka, ale jego siostra słyszy głos, który ostrzega, że jeśli jedno z nich zacznie pić, stanie się tygrysem. Siostrzyczka prosi braciszka, by nie pił - ten jej słucha. Po pewnym czasie sytuacja się powtarza, tym razem pijącemu grozi przemiana w wilka. Braciszek znów słucha siostry. Za trzecim razem pijący wodę ma zmienić się w jelonka. Braciszek nie wytrzymuje - pije wodę i oczywiście staje się zwierzęciem. Według niektórych interpretatorów baśni, siostra symbolizuje świat nakazów i zakazów (superego), a braciszek naturę (id).

Tak, siostrzyczka symbolizuje superego. obraz rodzica (matki), wydającego zakazy, których dziecko nie rozumie. Dlatego prędzej czy później ulegnie ono pokusie. Popędy id są silniejsze niż społeczny zakaz. Chłopiec, ulegając im, doświadcza tego, czym jest pragnienie i jego ugaszenie, ale płaci za to wysoką cenę. Traci duchową stronę, staje się zwierzęcy, popędowy, to odcina go od świata społecznego. Jeżeli matka - czy w tym wypadku siostra - dojrzeje, jeśli dojrzeje jej kobieca świadomość, i przestanie przemawiać przez zakazy i nakazy, to chłopiec może zostać odczarowany. Wychowanie dziecka nie polega na nieustannym zakazywaniu i karceniu, ale na tym, żeby nauczyć je rozumieć siebie i życie. Zabranianie nie jest rozwiązaniem problemu, jest tylko odraczaniem katastrofy, jaką jest dorosłość. To katastrofa pozytywna, która musi nadejść.

Musi nastąpić moment kryzysowy, żeby coś się zmieniło

Rozwój jest jak fala, a ta kiedyś musi przerwać tamę. Jego blokowanie to odraczanie kryzysu, a jemu trzeba wyjść naprzeciw. Braciszek (jelonek) musi zrozumieć, że istnieje coś takiego jak pragnienie, ale trzeba wiedzieć, jakiej wody się napić, kiedy i po co.

Czy w chrześcijaństwie, np. w Biblii, istnieją opowieści inicjacyjne?

Tak, nie tylko w tekstach kanonicznych, ale również w legendach o świętych. Popatrzmy na opowieść o św. Rochu, któremu pies, jego przyjaciel, wylizuje ranę. W chrześcijaństwie duże znaczenie ma nurt eksponujący walkę człowieka z jego naturą: człowiek powinien wznieść się ponad nią, ma dążyć do doskonałości, do bycia kimś niezwykłym. Duchowość jawi się tu jako coś wysublimowanego, a niebo jako czysta, niezbrukana szlachetność, w której nie ma miejsca dla zwierząt. Tymczasem św. Roch idzie do nieba i stawia warunek, że uda się tam tylko ze swoim przyjacielem - psem. Ta opowieść ocala pełny obraz rzeczywistości, w której przenikają się światy zwierząt, popędów oraz ludzi. Natura i duch są ze sobą zaprzyjaźnione, choć ciągle się ze sobą zmagają. Zadaniem dorosłego człowieka jest poradzić sobie ze swoją naturą, nie ulec jej, nie pozwolić, by nim rządziła, ale też nie stać się jej oprawcą.

Przypowieści Jezusa również można traktować jako baśnie inicjacyjne?

Moim zdaniem tak. Pojawiają się w nich konkretne sytuacje, choć trochę odrealnione; mogły mieć miejsce, ale jednocześnie są pokazane w wymiarze symbolicznym. Nie ma tu płytkiego moralizowania. Jezus nie może się dogadać z faryzeuszami, bo jest ponad ich myśleniem opartym na superego, na normie, zakazie, martwej literze Prawa. Odwołuje się więc do obrazu, do poziomu myślenia „dziecka w nas", i chce to dziecko, czyli wrażliwą duszę, obudzić.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...