Konsekwencją globalizacji są tendencje sekularyzacyjne, spychające religię na peryferia, i to raczej ten fakt, a nie religijny imperializm rodzi obawy. Azymut, 1-3/2003 Artykuł jest przedrukiem z miesięcznika First Things, 126/2002
Oczywiście Smith, będąc etykiem, postrzegał interes własny funkcjonujący w warunkach uczciwego postępowania jako (używając wyrażenia Gertrude Himmelfarb) „zasadę moralną poddaną interesowi ogółu”. Jego celem nie było ustanowienie ekonomii jako sfery zupełnie autonomicznej wobec polityki, religii i społeczeństwa. Pojawienie się takiej tendencji jest częściowo konsekwencją nieprzewidywalnych i niemających ze sobą związku wydarzeń, takich jak upadek wiary, a częściowo konsekwencją olbrzymiego sukcesu poglądów Smitha i innych myślicieli w transformowaniu praktyki życia gospodarczego i zapewnianiu społecznej stabilności. Z jednej strony, erozja wiary na Zachodzie i wzrost popularności materialistycznych i utopijnych prądów w filozofii sprawiły, że rozszerzenie ekonomicznych sposobów myślenia na inne dziedziny życia stało się prawie nieuniknione. Z drugiej strony, dążenie do powtórzenia gospodarczego sukcesu Zachodu otworzyło inne kultury na taki sposób myślenia, który szybko wykroczył poza sferę ekonomii i stał się przyczyną nie tyle zjawiska westernization (jak się często twierdzi), co sekularyzmu.
Na Zachodzie takie sposoby myślenia stapiają się z mentalnością konsumpcyjną, która stale zmienia znaczenie takich pojęć jak „przyzwoite” czy „normalne” życie, domagając się - by użyć terminologii Dembinskiego - utrzymywania „coraz wyższego poziomu dochodu”. To z kolei negatywnie odbija się na „sposobie, w jaki ludzie dzielą swój czas między działalność rynkową i nierynkową”. Jak ujął to Pierre Manent: „Zysk, a nie religia jest duchem tego bezdusznego świata, gdzie by żyć, trzeba się przepracowywać”. Papież słusznie zatem wskazuje, że w innych kulturach pojawia się wrażenie, że zostaje odgórnie narzucony „nowy system wartości opierający się na arbitralnie przyjmowanych, materialistycznych, konsumpcyjnych kryteriach i sprzeciwiający się jakiejkolwiek otwartości na transcendencję”. Ludzie odnoszą wrażenie, że są tłamszeni „bezosobowymi mechanizmami” i tracą poczucie tożsamości i godności, podczas gdy ich kultura „nie jest akceptowana i respektowana w swej oryginalności i bogactwie”.
Co myśleć o globalizacji
Globalizacja „stanie się tym, co ludzie z niej uczynią”. Przy rozważaniu tego, co do tej pory uczyniliśmy z globalizacją i jaką postać może ona jeszcze przyjąć, jej wpływ na kulturę i społeczeństwo jawi się jako niezwykle doniosły. Można wręcz powiedzieć, że pytanie to stało się ważniejsze niż pytanie o jej skutki gospodarcze. Być może wynika to z faktu, iż, jak podkreślił John Lloyd, trudno jest „obalić pogląd, że system wolnej wymiany handlowej jest co do zasady dobry i dla biednych, i dla bogatych i że im bardziej biedne państwa otwierają się na niego, tym większe prawdopodobieństwo, że będą się bogacić”. Podejście Jana Pawła II do globalizacji zdaje się odzwierciedlać ten problem. „Jaki obraz człowieka proponuje globalizacja? Jaki rodzaj kultury preferuje? Czy jest w niej miejsce na doświadczenie wiary i życie wewnętrzne?” - oto pytania, które zdaniem Papieża powinniśmy sobie postawić i które przenoszą nas z płaszczyzny globalizacji na płaszczyznę rozważań o miejscu religii we współczesnym świecie. Właściwym pytaniem, jakie należy postawić, jest pytanie o to, czy możliwe jest rzeczywiście rozwiązanie wyzwań postawionych przed globalizacją bez religii.