Komercja nie jest zagrożeniem dla prawdy czy dobra społecznego. Można mówić prawdę na sposób encyklik papieskich, a można mówić jasno, prosto i „tabloidalnie”, jak Jezus. Prawda jest ta sama, przekaz gorszy lub lepszy. Przegląd Powszechny, 3/2007
TADEUSZ JERZY KONONIUK: Ja nie twierdzę, że to jest reguła, że dziennikarze wszystko piszą na polecenia. Ale często zdarzają się tego typu sytuacje.
JAN WRÓBEL: Ale przecież wszędzie tak jest. Jestem nauczycielem i muszę prowadzić mnóstwo lekcji, które zupełnie mnie nudzą. Moim uczniom nie zaszkodziłoby, gdyby nic o tym nie wiedzieli. Ale po odbębnieniu nudy możesz uczyć o rzeczach, które w sercu uważasz za ciekawsze i ważniejsze. W każdym zawodzie składa się tego typu daninę po to, by wreszcie móc zrobić coś ciekawego.
Pan wspominał jeszcze o roli środowiska dziennikarskiego w Polsce. Na dwoje babka wróżyła, czy ta rola byłaby jednoznacznie pozytywna. To się często może kończyć tak, że godność przegrałaby z wolnością słowa 5:1. A tak jest mniej więcej 2:1. U nas chyba jeszcze nie pora na wzrost znaczenia korporacji. Przykład. Felietonista z lokalnego pisma napisał jakieś bzdury o lokalnym polityku, okpił go zupełnie. Potem się bronił wolnością słowa i tym, że on przecież pisał felieton, a w felietonie nie trzeba pisać prawdy... Fakt, nie zawsze trzeba pisać ścisłą prawdę. Można posługiwać się metaforami, w których nie ma dosłownej prawdy, ale przecież nie o to w nich chodzi. Ale można też pisać, że ktoś jest łobuz i bandyta, choć wcale tak nie jest, i nikt tego nie odczyta jako metafory. W przypadku tego felietonu właśnie tak się stało. I gdy ten felietonista stanął przed sądem, wielu znanych ludzi postanowiło zrobić performance w obronie wolności słowa. Zamknęli się w klatce na znak protestu. Wobec konfliktu wolność czy godność, co prawda nie korporacja dziennikarzy, ale jej pierwociny stanęły murem za wolnością słowa.
Wydaje mi się, że cechą środowiska dziennikarskiego w Polsce jest, na dobre i na złe, absolutna wolnorynkowość. To jest zawód wolnego dostępu. Żeby zostać dziennikarzem nie trzeba mieć ukończonych studiów dziennikarskich, nie trzeba mieć zaczętych jakichkolwiek studiów, można być po prostu Lechem Wałęsą. Ktoś ma w oku ten błysk i żadnych teoretycznych przygotowań po paru latach staje się bardzo ważną osobistością. Takich zawodów jest niewiele.
WIESŁAW GODZIC: Tu pojawia się wątek podobieństwa między różnymi zawodami. Powróciłbym do wystąpienia prof. Koseły. Nie zgadzam się z Panem Profesorem, że dziennikarstwo jest zawodem jak każdy inny. Dlaczego, my, naukowcy, wypowiadając się w mediach, zgadzamy się jednak na to, żeby nasze kilkuminutowe wypowiedzi skracane były do połowy zdania? Kiedyś trochę nad tym biadoliłem przy okazji pewnej konferencji, jak wszyscy zresztą. Ale w pewnym momencie Jerzy Bralczyk powiedział: „Cieszmy się, że o nas pamiętają. Cieszmy się, że profesorowie odgrywają jeszcze jakąś rolę właśnie dzięki dziennikarzom, którzy w taki czy inny sposób włączają nas w dyskusję publiczną, zapewniają nam wpływ na to, co się dzieje”. Dziennikarz, jeszcze raz podkreślam, to jest zawód szczególny. Tutaj warto użyć pojęć „delegowania” czy też „reprezentowania”, związanych z teorią mediów. Teoria Johna Ellisa mówi, że my zgadzamy się na to, by dziennikarz, coś oglądał za nas, był w miejscu, w którym my nie możemy być, dajemy mu prawo, żeby wypowiadał pewne sądy. Nawet krytyczny odbiorca, taki który czuje dystans do tego przekazu medialnego, daje mediom do wypełnienia kawałek siebie, swoich poglądów, swojej tożsamości. Mówi: „pokażcie mi ten świat”. To szczególna rola w społeczeństwie.