Jeśli przyjąć, że drugi opis stworzenia człowieka jest ludzką opowieścią o Początku, to brzmi on, jakby wkradła się w niego nutka pesymizmu osoby mocno doświadczonej, która definiuje otaczający ją świat poprzez własne przeżycia, potrzeby, ograniczenia, kruchość. W drodze, 9/2006
Wiosną tamtego roku byłem z moją przyjaciółką w lesie. Pogoda była piękna, a powietrze pachniało ziemią. Po długim spacerze usiedliśmy, a właściwie położyliśmy się w ciepłym wiosennym słońcu. Poczułem, jak powoli odpływa cała moja rzeczywistość. Leżę w słońcu, a wszystko zaczyna tracić na znaczeniu. Zdawało się, że ciepłe promienie słońca pieszczą twarz, na wietrze migotały młode lśniące liście, głęboką ciszę przerywały trele ptaków. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że o niczym nie myślę i niczego nie pragnę. Jestem szczęśliwy. Trwało to kilkanaście minut, potem wróciła rzeczywistość potrzeb i należało jechać do Torunia. Od tamtej pory nauczyłem się rozpoznawać i budować chwile, w których zupełnie cichnie moje ego. To właśnie dzięki nim czuję się spokojniejszy i znacznie szczęśliwszy. Uświadomiłem sobie, że momenty szczęścia to te, w których nie myślę i niczego nie pragnę, gdy zatrzymuję się i daję szansę zaistnieć Jemu. Zastanawiam się, czy rozmowa z Nim może być pełna, jeżeli mówią nasze pragnienia, potrzeby, niepokoje? Czyż można w raju zapomnieć o Bogu? Oni przecież zapomnieli. Pragnienia wypełniły całą ich rzeczywistość. Może warto zaśpiewać za Jesieninem:
Nigdy głębiej i nigdy żarliwiej
Nie wsłuchałem się w szept wszechstworzenia.
Chciałbym oto podobny tej wierzbie
Nurzać ręce w różowość strumienia.
Chciałbym pyskiem księżyca łakomym
Skubać słomę ze stogu nad rzeką.
Okruch szczęścia — i ten nie sądzony:
Kochać wszystko, nie pragnąć niczego [6]
Mogę tylko w cichości powtarzać: „Kochać wszystko, nie pragnąć niczego”. Uzależnienie to stan permanentnego pragnienia. Ono zagłusza wszelkie słowo i przekreśla wszelkie umowy. Słowo, przez które Bóg stworzył świat, w uzależnieniu traci moc. Wówczas znika znaczenie pojęć: dobro — zło, prawda — fałsz, wszystko zaczyna służyć spełnieniu naszego pragnienia. Bóg, modlitwa, wiara, wiedza, stają się przedmiotami pomagającymi w osiągnięciu naszego celu. W takich wypadkach człowiek patrzy na świat „oczami węża”. A cichy głos Boga, który czasem zabrzmi w naszym wnętrzu, szybko zbywamy argumentami tak przytłaczającymi, że wątpliwe wydają się Jego dobro i wszechmoc. Może gdzieś tam w niebie…, ale spróbuj tu, na ziemi, żyć bez pieniędzy. To koronny argument naszych pragnień. Czasem mam wrażenie, że jestem mieszkańcem schizofrenicznego świata, w którym rzeczywistości są zupełnie od siebie oddzielone. Sięgam do książki Zdzisława Pawłowskiego, w której czytam:
Wąż oferuje ludziom nie tylko nowy sposób widzenia rzeczywistości, ale także nową formę podmiotowości, alternatywną w stosunku do koncepcji osoby, ufundowanej przez przykazanie. Tworzy ona wzorzec osobowości, opanowany całkowicie przez dynamikę pragnienia. Cechuje go pożądliwość, która między pragnieniem a jego spełnieniem nie dopuszcza żadnej pośredniej funkcji języka (przykazanie). Człowiek poddany tego rodzaju żądzy dąży do zaspokojenia samego siebie poza horyzontem ludzkiej wspólnoty, w rywalizacji charakteryzującej zwierzęta, których zachowaniem rządzi wyłącznie instynkt przetrwania [7]
I kawałek dalej, żeby już zakończyć sprawę ludzkich pragnień, czytamy:
Kobieta i mężczyzna, podobnie jak wąż, stają się istotami wewnętrznie pustymi, poszukującymi swej tożsamości na zewnątrz siebie, w świecie przedmiotów i działań, będących celem ich nieograniczonych pragnień [6]
Tak wygląda sytuacja człowieka i dziś.