W Kanadzie były pełne świątynie, a jednak na przestrzeni dwóch pokoleń Kościół przestał praktycznie istnieć. Czy należy się obawiać, że za jakiś czas nasze świątynie będą puste? Zastanówmy się nad polskim Kościołem w obliczu presji sekularyzacji, czyli ile jest wiary w polskich katolikach. W drodze, 11/2006
Jarosław Kupczak OP: Myślę, że zarówno generalny krytycyzm, jak i generalne samozadowolenie, są złe. Obraz nie jest czarno–biały, jest znacznie bardziej skomplikowany. Prognozy sprzed 20 lat, które mówiły, że nie będziemy mieli powołań i świątynie będą puste, okazały się nieprawdziwe. Warto powiedzieć o pozytywnej stronie sekularyzacji. W wypadku Polski o wychodzeniu ze sztucznej sytuacji monokulturowości. Wielu ludzi, którzy do tej pory nie mogli w sposób wolny wybrać swojej wiary, teraz ma taką możliwość. Odchodzenie od Kościoła może być wyborem moralnie dobrym, bo ludzie szukają swojego miejsca, nawet jeśli próbują melanżu z jogą czy innymi dziwnymi duchowościami. Zgodnie z nauką o wolności sumienia, ludzie mają prawo do poszukiwań. Poza tym dobrze, jeśli się Kościół wycofuje z dziedzin, które do tej pory zajmował. Jeżeli sekularyzacja polega na tym, że w małym miasteczku proboszcz już nie decyduje o wyborach samorządowych, parlamentarnych, jeśli Kościół traci znaczenie polityczne, to dobrze.
Szymon Hołownia: Prognozy sprzed 20 lat o pustych kościołach się nie sprawdziły, tylko przestrzegałbym przed wyciąganiem z tego zbyt daleko idących wniosków, bo nie wiemy, co będzie dalej. A jeśli się sprawdzą? Oczywiście, z jednej strony cieszę się, że zmniejsza się stężenie Kościoła politycznego w polskiej przestrzeni. z drugiej strony jest we mnie autentyczny ból. Być może to jest moralnie dobre, że człowiek wybiera jogę, a nie Pana Jezusa, ale chciałbym, żeby wybrał Chrystusa. Wolę zastanawiać się, co mogę zrobić, żeby mój przyjaciel wybrał Chrystusa, oraz czy zrobiłem wszystko, żeby on to zrobił, niż cieszyć się, że ma możliwość innego wyboru.
Dariusz Karłowicz: Może warto zadać pytanie, dlaczego te diagnozy się nie sprawdziły. Gdy pomyślę o sporze intelektualistów z księdzem kardynałem Wyszyńskim, stwierdzamy, że jego sposób duszpasterzowania okazał się trafniejszy. Mam taką uporczywą myśl, że gdyby to nie Karol Wojtyła, a ktoś z kręgu „Tygodnika Powszechnego” został Ojcem Świętym, to ograniczyłby w świecie wpływy kultu maryjnego i zlikwidowałby masowe pielgrzymki. Myślę o tym, ile razy słyszę określenia „Kościół masowy”, „Kościół popularny”. Jego wartość jest ciągle niedoceniana. Ważne jest jednak pytanie, co pozwoliło Kościołowi dotrwać do dziś w takim stanie, co warto zachować. Jan Paweł II wniósł pewne formy polskiej pobożności ludowej w wianie do Kościoła powszechnego. Trudno się nie domyślać, że w idei pielgrzymek papieskich było obecne wspomnienie obchodów Tysiąclecia Chrztu, Wielkiej Nowenny czy pielgrzymek do Częstochowskiej Pani.