W Kanadzie były pełne świątynie, a jednak na przestrzeni dwóch pokoleń Kościół przestał praktycznie istnieć. Czy należy się obawiać, że za jakiś czas nasze świątynie będą puste? Zastanówmy się nad polskim Kościołem w obliczu presji sekularyzacji, czyli ile jest wiary w polskich katolikach. W drodze, 11/2006
Te czynniki pozwoliły przetrwać tę próbę, ale to wcale nie oznacza, że przetrwamy wszystkie następne. Podobieństwa z Quebekiem trzeba by się obawiać zwłaszcza, gdyby w Polsce utrzymał się i utrwalał sojusz ołtarza z tronem, tak jak to było w tej kanadyjskiej prowincji. Tam w roku 1936 na dwadzieścia lat doszła do władzy partia, która uczyniła katolicyzm głównym składnikiem swojej tożsamości. Kościół jednoznacznie zaś popierał partię rządzącą. A jak wiadomo i jak widać na tym przykładzie — na bliskich związkach z rządzącymi Kościół na długą metę traci, nawet jeśli coś zyska w krótkim okresie.
Dariusz Karłowicz: Sprzeciwiam się łatwej zgodzie na wyjście Kościoła z polityki. W takich zjawiskach jak autorytet proboszcza upatruję raczej dowodów siły Kościoła niż jego słabości. Cóż jest skandalicznego w tym, że ludzie uważają mądrego proboszcza za osobę zdolną ocenić, co w programach różnych partii kłóci się z nauką Kościoła i pomóc wiernym w dokonaniu wyboru.
Zbigniew Nosowski: Doskonale wiesz, co na ten temat naucza Magisterium Kościoła.
Dariusz Karłowicz: Ale ta sprawa nie wydaje mi się dość jasna — z jednej strony powiada, że trzeba księży z tej transcendencji księżowskiej przesunąć w stronę wiernych, zbliżyć do życia, przypomnieć, że są ludźmi, a jednocześnie usuwając kler z polityki, zwłaszcza polityki demokratycznej, wysyła się księży na księżyc.
Zbigniew Nosowski: Ksiądz ma być dla wszystkich i nie powinien z ambony wskazywać, na kogo głosować. Proboszcz ma uświadamiać parafianom, że być dobrym katolikiem to być także dobrym obywatelem. Dobrzy obywatele mogą być w różnych partiach. Ksiądz nie może narzucać się parafianom ze swoimi opiniami politycznymi, z którymi przecież mogą się — zgodnie z nauką Kościoła — nie zgadzać. Co innego, jeśli jest prywatnie pytany przez poszczególne osoby…
Jarosław Kupczak OP: Krytykując taką postawę, miałem na myśli osobę proboszcza, który zastępuje właściwe mechanizmy wyboru kandydatów, czyli staje się tym, który dzieli i rządzi. Natomiast proboszcz jako osoba zaufania społecznego, która w określonych sytuacjach służy radą także w dziedzinie politycznej, która może ułatwić rozmowę dwóch konkurujących partii, która może próbować u siebie na plebanii zorganizować spotkanie zwaśnionych polityków, to jak najbardziej jest jego rola. Zgadzam się, że próba wypchnięcia Kościoła z pełnienia takiej roli, to pomyłka.