W Kanadzie były pełne świątynie, a jednak na przestrzeni dwóch pokoleń Kościół przestał praktycznie istnieć. Czy należy się obawiać, że za jakiś czas nasze świątynie będą puste? Zastanówmy się nad polskim Kościołem w obliczu presji sekularyzacji, czyli ile jest wiary w polskich katolikach. W drodze, 11/2006
Ks. Tomasz Trzciński: Jestem takim proboszczem, który nie doradza. Proboszcz ma prawo też się wypowiedzieć, ale ci, których wybieramy, to też jest Kościół, to też są chrześcijanie, do których powinniśmy mieć zaufanie, jeżeli czują się częścią Kościoła.
Dariusz Karłowicz: Nie widzę w tym szczególnego problemu. Problemem jest natomiast to, że się nie mówi dość wyraźnie o pewnej granicy w sprawach politycznych dla chrześcijańskiego sumienia nieprzekraczalnej. Mnie brakuje postawy Klemensa Aleksandryjskiego, który gdyby dzisiaj żył, to w jakimś Pedagogu napisałby pewnie, że na partie, które popierają aborcję, żadnemu chrześcijaninowi pod groźbą samowykluczenia się z Kościoła głosować nie wolno. Nie deliberowałby nad autonomią sfery politycznej — bo są granice, których chrześcijanin przejść nie może jeśli nie chce sprzeniewierzyć się Chrystusowi. Przeciwny natomiast jestem wykorzystaniu ambony do udawania, że Ewangelia pozwala rozstrzygnąć, czy w sprawach metod i politycznych celów lepszy jest projekt PO czy PIS–u. To oczywiste.
Ks. Tomasz Trzciński: Mnie też zależy na tym, żeby wymagać od tych ludzi, którzy są częścią Kościoła, żeby tak budowali swoje programy, by w ich postępowaniu było widać, że są ludźmi wierzącymi. To też jest rolą Kościoła, by wymagać od katolików świeckich. Politycy, którzy są ochrzczeni, powinni identyfikować się z wiarą i zasadami moralnymi.
Wojciech Prus OP: Gdy mieszkałem w Warszawie, odprawiałem msze, na które przychodzili czasami równocześnie Roman Giertych, Michał Kazimierz Ujazdowski i Bronisław Komorowski. Musiałem do nich mówić jednocześnie i zupełnie sobie nie wyobrażam, jak mógłbym mówić z ambony, na kogo będę głosował. Teraz tylko mi gorzko, gdy w mediach słyszę, jak politycy mówią o sobie nawzajem. Zastanawiam się, jak można źle mówić o sobie nawzajem i potem być na jednej mszy świętej, przystępować razem do komunii świętej. Tu przydałby się duch księdza Jerzego Popiełuszki i jego „Zło dobrem zwyciężaj”.
Ks. Tomasz Trzciński: Gdy proboszcz coś nakazuje, to ludzie zrobią na odwrót: „Co proboszcz będzie im mówił, na kogo głosować. Niech kazania mówi o Panu Jezusie, a nie kogo mamy wybierać”. Nie wiem, czy badano, na ile wskazania proboszcza później przekładają się na wynik wyborczy. Może by się okazało, że jest odwrotnie proporcjonalny.