Dziś, wobec realnego niebezpieczeństwa masowego odchodzenia ludzi od Kościoła, i to już w następnym pokoleniu, wydaje się, iż samo zachowanie status quo to zdecydowanie za mało. Należy mądrze podjąć „ekspansję w przyszłość”. W drodze, 10/2007
Już po Soborze w Polsce odbyło się wiele lokalnych synodów, zarówno synod ogólnopolski, jak i szereg synodów diecezjalnych. W tym przypadku można wręcz odnieść wrażenie, że poza osobistym pogłębieniem wiary tych, którzy sami zaangażowali się w pracę w komisjach synodalnych (zwłaszcza w najbardziej może obiecujących na przyszłość synodach archidiecezji krakowskiej i katowickiej), synody te przeszły właściwie zupełnie bez echa. Mimo wyzwań, jakie niesie współczesna cywilizacja, nie ujawniły się tu pytania, które mogłyby sprowokować szerszą grupę ludzi do głębszego zastanowienia i publicznej dyskusji nad kulturą naszej wiary. Dla większości społeczeństwa problemy teologiczne to sprawy nieznane, odległe, zwykłą koleją rzeczy pozostawiane wyłącznie fachowcom. Wydaje się zatem, że na większości naszych polskich synodów zabrakło odwagi do zadawania trudnych pytań, skupiono się raczej na zastępczych „pseudo-problemach”.
Nie uda się zbudować jedności na żadnym poziomie, jeśli zabraknie płaszczyzn głębszego porozumienia wśród członków Kościoła. Tymczasem, w opinii wielu osób, jedną z istotnych bolączek Kościoła w Polsce jest słabość wzajemnej komunikacji miedzy „Kościołem nauczającym” (im wyżej w hierarchii, tym bywa gorzej, choć są wyjątki) oraz „Kościołem nauczanym”, czyli po prostu laikatem. Wiele osób skarży się na brak efektywnych kanałów komunikacji i współpracy między ośrodkami tzw. inteligencji katolickiej a ośrodkami kościelnej władzy. Zaniedbania są tu obustronne: świeccy boja się wspomnianego „dyrygowania”, a hierarchia kłopotów z „niepokornymi” (niekiedy wręcz „nieokrzesanymi”) świeckimi, których woli nie wpuszczać na swoje salony. „Zaproszenia” bywają zatem starannie selekcjonowane, preferowani są „wypróbowani działacze”.
Ową słabość ujawnia choćby przykładowy fakt: grupa świeckich (w tym osoby wysoko usytuowane w hierarchii społecznej) miała ważną i trudną sprawę do przedstawienia własnemu biskupowi. Wobec tego poprosili, aby na spotkanie do biskupa poszedł z nimi zaprzyjaźniony ksiądz, choć sprawa zupełnie jego nie dotyczyła. Po prostu obawiali się (choć w tym akurat wypadku – bezpodstawnie), że jeśli pójdą bez towarzystwa jakiegoś księdza, to biskup nie potraktuje ich kłopotów dostatecznie na serio.
Słabość komunikacji generuje m.in. rozziew miedzy dwiema „konkurencyjnymi” (przynajmniej na forum publicznym) wizjami Kościoła (czasem „skrótowo” określanymi bądź jako wizja „statyczna”, preferująca tzw. „status quo” [wizja części hierarchii], bądź wizja „dynamiczno-sytuacyjna”, uwrażliwiona na tzw. „znaki czasu” [wizja głównie ludzi świeckich]. Obydwie wizje maja swoje oczywiste zalety, ale i zagrożenia; co gorsza, na ogół nie są one poddawane głębszej refleksji. Generalnie - wszyscy boją się ryzyka „otwartej debaty”, zwłaszcza na tematy drażliwe; niemniej wydaje się, iż chowanie głowy w piasek i strategia „przeczekiwania” na dłuższą metę przynosi więcej szkody niż pożytku, i to obu stronom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.