Dobra walka to zawody o wiarę . Ona wygląda inaczej niż ta, która przychodzi nam na myśl, gdy mówimy o walce. Nie ma nic wspólnego z przemocą, agresją, wysiłkiem czy ambicjami. Nie chodzi bowiem o zwyciężenie Boga, ale o to, aby pozwolić się zwyciężyć Jemu. W drodze, 7/2008
Teraz rozumiemy, że dobra, słuszna walka to dobre zawody o wiarę (zob. 1 Tm 6,12). Ona wygląda inaczej niż ta, która przychodzi nam na myśl, gdy mówimy o walce. Nie ma nic wspólnego z przemocą, agresją, wysiłkiem czy ambicjami. Nie chodzi bowiem o zwyciężenie Boga, ale o to, aby pozwolić się zwyciężyć Jemu.
Walka o wiarę to walka, w której we wszystkim chodzi o wiarę, czyli o to, by powierzyć siebie, zaufać i zawierzyć, oddać siebie. Tak, cała walka polega na tym, żeby wciąż od nowa kapitulować przed Bogiem. Nawet wszechmocny Bóg niczego nie może uczynić wobec wolnego człowieka, jeśli ten nie da Mu wolnej ręki.
W poranek stworzenia owo Boże „Niechaj się stanie światłość!” nie napotkało na żaden opór i dlatego nastała światłość. A na jak wielkie opory w nas napotyka Jego słowo! Dlatego tak często jest ciemno. Opór stawia nasz egoizm we wszystkich jego wyrafinowanych formach, kiedy sami czynimy się ważniejszymi od Boga. Może tego nie wypowiadamy. Może mamy mocną, pryncypialną wiarę w Niego, i to bardzo dobrze, że ją mamy. Jednak, byśmy poznali Boże zamiary względem nas, Jego marzenia, nasza wiara musi stać się rzeczywistością, która przenika całe nasze istnienie i kieruje wszystkimi naszymi myślami, słowami i postępowaniem.
Gdyby Jakub w swojej walce z Bogiem posłużył się „tarczą wiary” (Ef 6,16) i „hełmem nadziei” (1 Tes 5,8), nie musiałby się zmagać przez całą noc. Walka aż tak się przedłuża, ponieważ my często nazbyt późno odkrywamy, że wcale nie potrzeba tyle siły, aby zdobyć Boga. To może być o wiele, wiele prostsze. Wystarczy powiedzieć Bogu „tak” i pozwolić Mu działać. Summum victoriae genus, divinae celere maiestati (Największym zwycięstwem jest ulec majestatowi Bożemu) – pisał św. Bernard z Clairvaux. Zachowujemy się tak, jakbyśmy byli zmuszeni obalić mur obcości albo obojętności Boga, podczas gdy zwracając się do Niego, nie napotykamy ani obcości, ani obojętności, ale Jego żarliwą tęsknotę za zjednoczeniem się z nami.
Mała Teresa w sposób niezwykły ubogaciła chrześcijańską tradycję mistyczną oraz literaturę swoją głęboką nauką o tym, że człowiek nie musi niczego dokonywać, żeby zasłużyć na Bożą miłość. Teresa nie wyrzuciła za burtę chrześcijańskiej ascezy – która zawsze pozostaje nieodzownym warunkiem autentycznej mistyki – ale nadała jej nowy wymiar.
Surową ascezę, polegającą na licznych wymagających ćwiczeniach i sposobach postępowania, przemieniła w ascezę ufności i powierzania siebie. Dla niej warunkiem życia w zjednoczeniu z Bogiem (mistyki) nie jest nic innego jak szczera wola i pragnienie, niezłomna nadzieja i odwaga, by wciąż od nowa próbować żyć Ewangelią.
Dzięki swej definicji świętości Teresa zasługuje na miano klasyka: „Wystarczy upokorzyć się i znosić cierpliwie [avec douceur] swoje niedoskonałości: oto świętość prawdziwa”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.