Jako ludzie jesteśmy dziwni. Z jednej strony bowiem mamy możliwości, by robić rzeczy piękne, wzniosłe, bohaterskie, ubogacające świat wokół i świadczące o Bożej iskrze w nas, a z drugiej – jesteśmy zdolni do robienia największych głupot, od których „ręce opadają” i wkładania sobie samym „kijów w szprychy”.
Gdy byłem małym dzieckiem, podczas mszy w moim kościele parafialnym siedziałem zazwyczaj naprzeciwko bocznego ołtarza z obrazem, który błędnie interpretowałem jako Wniebowstąpienie Chrystusa. Jezus unosił się w powietrzu z rozpostartymi rękoma. Na dole była trójka jego uczniów, zgiętych w ukłonie i zasłaniających twarze, a po bokach Jezusa lewitowały jakieś dwie brodate postaci. Dopiero po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że obraz ukazuje tak naprawdę Przemienienie Chrystusa, a postacie po Jego prawej i lewej stronie ukazani zostali Mojżesz i Eliasz
Analiza mechanizmów powstawania lęku prowadzi do odkrycia sposobów działania pokusy.
Co jakiś czas bierzemy udział w dyskusjach o tym, jakich słów wolno używać, a jakich nie, gdy mówi się o tym czy o tamtym. Pozornie wydaje się to mało istotny problem, ale takim nie jest. Na co dzień zajmując się językiem polskim, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak ważny jest język, którym się posługujemy. Jak wiele on pokazuje i jak wiele od niego zależy.
„Żaden pontyfikat nie może nie być kontrowersyjny. Kontrowersyjne jest samo chrześcijaństwo (...). A ja mam poniekąd zamiłowanie do bycia znakiem sprzeciwu” – pisał Jan Paweł II w liście do przyjaciela.
Próby wtopienia Ewangelii w jakikolwiek ustrój za każdym razem kończą się niepowodzeniem. Życie Ewangelią możliwe jest jednak zawsze, niezależnie od sytuacji i układów. Przez stulecia historii Kościoła oznaczało to zgodę na ryzyko prześladowań i męczeńskiej śmierci. Czy taka będzie również przyszłość wyznawców Chrystusa? Ks. Edward Staniek odpowiada...
Pielgrzymowanie to niezwykła wędrówka do miejsc naznaczonych Bożą Obecnością. Pielgrzymujemy do korzeni chrześcijaństwa, do konkretnych ziemskich przestrzeni, w których odkrywamy tajemnicę historii Zbawienia. Chcąc nieustannie udoskonalać swoją wiarę, nie możemy stać w miejscu, musimy iść naprzód, a poprzez wyruszenie w drogę i podjęcie trudów podróży otwieramy się na głos Boga. Motyw bycia w podróży występuje w Ewangelii wielokrotnie.
W ostatnim czasie niezwykłym zainteresowaniem michalickiej pobożności cieszą się: Olej Świętego Michała Archanioła, Kamień z Groty na Gargano i książeczka „Wielkie Zawierzenie Świętemu Michałowi Archaniołowi”. Wszystkie te znaki pobożności uzupełniają się wzajemnie i pokazują, że św. Michał Archanioł wcale nie zakończył swojej misji objawiania ludziom sposobów na walkę ze złem, a ostatecznie także na gorliwe podążanie za Chrystusem.
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa. Na kim jednak oprzeć jego odrodzenie po wspomnianym kryzysie? Ks. Edward Staniek odpowiada na to pytanie w oparciu o tajemnicze pojęcie ze Starego Testamentu.
W „Pasji” Mela Gibsona w momencie śmierci Jezusa z Nieba spada kropla, której upadek na Golgotę zapoczątkowuje różne zjawiska: zapadający zmrok, burzę, trzęsienie ziemi. Praktycznie wszyscy interpretują tę kroplę jako „łzę Boga”. W żadnym z apokryfów nie znalazłem takiego motywu, był więc to zapewne autorski pomysł reżysera. Faktem pozostaje natomiast, że Wcielony Bóg – Jezus nie wstydził się swoich łez. W Nowym Testamencie trzy razy jest zapisane, że zapłakał: z powodu śmierci przyjaciela Łazarza (J 11,35); nad Jerozolimą, która miała być zniszczona (Łk 19,41) oraz w Ogrodzie Oliwnym z powodu ceny, jaką trzeba było zapłacić za odkupienie ludzkości (Hbr 5,7).